Nieregularnie oglądam telewizyjne rozmowy polityków i dziennikarzy. Czasem wystarczy mi posłuchać pierwszych zdań; kiedy indziej - końcowych głosów. Gdyby ci zasiadający w fotelach publicznego użytku wiedzieli, jak ich oceniają zwyczajni odbiorcy ekranowej strawy... Przed wejściem do studia warto by było zawsze przypomnieć sobie tę myśl.
Nie pierwszy raz, zawsze bezskutecznie, sugeruję, by w gremium zaproszonych rozmówców znajdowali się też przeciętni obywatele. Jestem przekonany, że ich wypowiedzi byłyby ciekawe i pouczające. Mówiliby bez obaw o swoje synekury (których nie mają). W telewizyjnych dysputach brakuje reprezentacji biedniejszej wiekszości społeczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz