Czas bardzo trudnych decyzji państwowo-narodowych. Czy imigracja, życzliwe jej traktowanie może szkodzić? Jak przy każdej wątpliwości - opinie są podzielone.
Decyzje rządowe dzisiejsze dotyczą nie tylko nas, ale pokoleń następnych, czyli naszych dzieci, wnuków... Część (jak duża?) polskich elit politycznych nie jest dostatecznie przygotowana intelektualnie do myślenia w kategoriach globalnych i "horyzontalnych".
Niektórzy Polskę traktują jak miłą zabawkę, dającą sporo przyjemności. Są i tacy, co dysponują mentalnością paroletnich dzieci.
Szkoda, że rozsądek jest tak nisko wyceniany.
środa, 30 września 2015
czwartek, 24 września 2015
Smutnawo
Wciąż nie ma zgody, dostatecznego choćby kontaktu, między najważniejszymi osobami w państwie. To jest złowieszcze dla przyszłości Polski. Powoduje sporo zgorszenia w niższych organach władzy. Ilu z nas nieuważnie zachowuje się podczas wyborów?
niedziela, 20 września 2015
Podejrzani
Skąd ten zapał u społeczników? Tyle pracują. Poświęcają się. Aktywność kosztuje ich wiele czasu. Pełnią funkcje w różnych organizacjach, stowarzyszeniach. Niekiedy przez kilka np. czteroletnich kadencji.
Nigdy nie brakuje im energii. Bywa, iż wyraźnie widać, że prezes czy sekretarz albo - bardzo aktywny "szeregowy" członek jest naprawdę dociążony robotą. Kto bliżej się zetknął z biurokracją, wie, że "papierki" są bardzo "zachłanne" na wolne (i niewolne) nasze godziny, dni.
Działacze mówią, że pracują dla ludzi. Powiedzmy, mieszkańcy miasta, wsi, "<<zaczepiają>> nas na ulicy, w sklepie i zwracają uwagę na jakieś problemy. Kto by chciał tym się zająć?" - można usłyszeć. W każdym skupisku ludzi takie "nawiedzone" osoby są - chętne do przyjmowania na siebie nowych obowiązków.
Łatwo spotkać się z nieco dziwnym uzasadnieniem tej proobywatelskiej postawy. Że oni (ci nadzwyczajni) mają w tym swój interes; iż niby bez wynagrodzenia... Środowiskowy aktywista powiada: "Po prostu lubię to robić".
Nagabywani samorządowcy rozumieją... Coś w tym jest. Nie dzieje się jednakowoż tak, że właśnie, wyłącznie, działacz szuka przyjemności. Gdyby tak było, że prezes z pełnionej funkcji wyciąga dużo satysfakcji, to dla niego - uznanie.
Sam czerpie radość i uszczęśliwia innych... Przecież to wspaniale, gdy ludzie czynią coś dobrego i tym dobrem obdarzają bliźnich.
Na koniec pytanie: Zebranie czy akcja poprawienia, wspólnymi siłami, kawałka lokalnej drogi jest najbardziej potrzebna społecznikowi? Jeżeli on z podziurawionej jezdni nie korzysta, ponieważ mieszka przy głównej asfaltówce. Czasem - oceniając czyjeś postępowanie, niesprawiedliwie rzucamy cień na kogoś, kto na to nie zasługuje.
Nigdy nie brakuje im energii. Bywa, iż wyraźnie widać, że prezes czy sekretarz albo - bardzo aktywny "szeregowy" członek jest naprawdę dociążony robotą. Kto bliżej się zetknął z biurokracją, wie, że "papierki" są bardzo "zachłanne" na wolne (i niewolne) nasze godziny, dni.
Działacze mówią, że pracują dla ludzi. Powiedzmy, mieszkańcy miasta, wsi, "<<zaczepiają>> nas na ulicy, w sklepie i zwracają uwagę na jakieś problemy. Kto by chciał tym się zająć?" - można usłyszeć. W każdym skupisku ludzi takie "nawiedzone" osoby są - chętne do przyjmowania na siebie nowych obowiązków.
Łatwo spotkać się z nieco dziwnym uzasadnieniem tej proobywatelskiej postawy. Że oni (ci nadzwyczajni) mają w tym swój interes; iż niby bez wynagrodzenia... Środowiskowy aktywista powiada: "Po prostu lubię to robić".
Nagabywani samorządowcy rozumieją... Coś w tym jest. Nie dzieje się jednakowoż tak, że właśnie, wyłącznie, działacz szuka przyjemności. Gdyby tak było, że prezes z pełnionej funkcji wyciąga dużo satysfakcji, to dla niego - uznanie.
Sam czerpie radość i uszczęśliwia innych... Przecież to wspaniale, gdy ludzie czynią coś dobrego i tym dobrem obdarzają bliźnich.
Na koniec pytanie: Zebranie czy akcja poprawienia, wspólnymi siłami, kawałka lokalnej drogi jest najbardziej potrzebna społecznikowi? Jeżeli on z podziurawionej jezdni nie korzysta, ponieważ mieszka przy głównej asfaltówce. Czasem - oceniając czyjeś postępowanie, niesprawiedliwie rzucamy cień na kogoś, kto na to nie zasługuje.
sobota, 19 września 2015
Autorzy niepopularni
Coraz częściej zastanawiam się nad sensem pisania. Takiego bez wulgaryzmów treściowych i językowych, bez naruszania czyjegoś dorobku zawodowego, intelektualnego, artystycznego. Tekst niezawierający sensacji, nawet taniej sensacji, skazany jest na pogardę.
Redaktorzy wiedzą najlepiej, że "ludzie tego nie kupią". Więc odpowiedź wydawcy, iż firma nie jest zainteresowana... Jednocześnie na półkach handlowych masowo pojawiają, się tytuły emanujące skandalizmem, wyrażające podziw dla wielkich przekrętów finansowych lub kompromitujących ciekawostek
obyczajowo-seksualnych z wyższych sfer.
Nie ma zapotrzebowania na literaturę, której autorzy zajmują się społeczną niesprawiedliwością podejmują próby pomocy jednostkom najsłabszym. A gdy jeszcze sugerują przewiny systemowo-ustrojowe... Sponsorów dla takiej twórczości znaleźć prawie nie sposób, szczególnie, kiedy autor jest (jeszcze) w zasadzie anonimowy.
Tak więc publicysta, np. lewicujący, skazany jest na milczenie, w sensie obecności w mediach masowych, ogólnokrajowych. Szczupłe dotychczasowe możliwości wydawnicze, także książkowe, są ograniczone. Redaktorzy zamiast dbać o "nabór" autorów, pełnią role strażników obecnych uwarunkowań. Autorzy spoza grup wpływowych intelektualnych skazani są na wegetację, także skazani na niemożność zarabiania w takich warunkach.
Bo samo publikowanie się w niskonakładowych mediach głównie jest zazwyczaj możliwe, pod warunkiem, że - bez honorarium; co stanowi, właściwie, równoznaczność z odmową druku. Kto - na dłuższą metę - zechce pisać charytatywnie (ku radości osób, znajomych nastawionych "antykulturowo")? Bez wynagrodzenia, nawet śmieciowego, czyli bardzo często "za swoje" wyrobnicy pióra pracują, twórczo, społecznie (więc dla innych, kosztem odmawiania sobie...).
Jeżeli autor w danym środowisku plasuje się na najniższym poziomie egzystencji bytowo-kulturowej, to taki fakt nie przysparza powszechnego uznania dla edukacji, wiedzy, zainteresowań intelektualnych.
Na szczęście, niekiedy, znajdują się osoby wyrażające gotowość pomocy autoprom piszącym w obronie sprawiedliwości, słabszych, chcą wesprzeć twórców stroniacych od taniej sensacji, brutalności, pisarzy usiłujących autentycznie przyczyniać się do budowania zgody społecznej.
Można się solidaryzować, prawie anonimowo, kupując książki, czasopisma, w których publikują się autorzy nieszukający błyskotliwego poklasku, na ogół nielubiani w pewnych kręgach jajogłowych - jako swego rodzaju konkurencja - dla uznanych moderatorów opinii publicznej. Można np. książki nabywać także dla podarowania komuś.
W ten sposób realizowałoby się mecenat, bardzo skuteczny; a uprawianie takiego sponsorowania poprawiłoby sytuację finansową - wydawcy i autora.
Postanowiłem przestać wstydzić się z powodu swojej skromności. Skoro inni nie krępują się bezgranicznej niemal złośliwości... Sam należę do grona autorów z marginesu literatury i publicystyki. Kto policzy straty społeczne, w jakiej walucie, które powstały (powstają) przez nienapisanie i nieogłoszenie, z powodów finansowych, wartościowych utworów?
Nie twierdzę, że wszystkie artykuły, książki z gatunku wyżej wzmiankowanych to dzieła cenne. Ale też tutaj określoną wagę ma subiektywizm odbioru literackiego przekazu.
Moje najnowsze dzieło książkowe, na świecie od pierwszych miesięcy bieżącego roku - "List do Krzysztofa". Polska widziana oczami 40-50-latka, belfra (jakże mało szkolnego), dojrzałego, światłego obywatela. Dość śmiałe minianalizy różnych dziedzin życia w Rzeczpospolitej. To jakby swego rodzaju katechizm przedwyborczy zawierający materiał przydatny do rozmów, nie tylko publicznych, z kandydatami do parlamentu i innych organów władzy. Pozwala także inaczej spojrzeć na nasze, polskie ustrojowo-polityczno-systemowe 25-lecie.
Stanisław Turowski "List do Krzysztofa". Wydawnictwo Novae Res, Gdynia 2015. Publikacja jest do nabycia m.in. w księgarni internetowej zaczytani.pl
Redaktorzy wiedzą najlepiej, że "ludzie tego nie kupią". Więc odpowiedź wydawcy, iż firma nie jest zainteresowana... Jednocześnie na półkach handlowych masowo pojawiają, się tytuły emanujące skandalizmem, wyrażające podziw dla wielkich przekrętów finansowych lub kompromitujących ciekawostek
obyczajowo-seksualnych z wyższych sfer.
Nie ma zapotrzebowania na literaturę, której autorzy zajmują się społeczną niesprawiedliwością podejmują próby pomocy jednostkom najsłabszym. A gdy jeszcze sugerują przewiny systemowo-ustrojowe... Sponsorów dla takiej twórczości znaleźć prawie nie sposób, szczególnie, kiedy autor jest (jeszcze) w zasadzie anonimowy.
Tak więc publicysta, np. lewicujący, skazany jest na milczenie, w sensie obecności w mediach masowych, ogólnokrajowych. Szczupłe dotychczasowe możliwości wydawnicze, także książkowe, są ograniczone. Redaktorzy zamiast dbać o "nabór" autorów, pełnią role strażników obecnych uwarunkowań. Autorzy spoza grup wpływowych intelektualnych skazani są na wegetację, także skazani na niemożność zarabiania w takich warunkach.
Bo samo publikowanie się w niskonakładowych mediach głównie jest zazwyczaj możliwe, pod warunkiem, że - bez honorarium; co stanowi, właściwie, równoznaczność z odmową druku. Kto - na dłuższą metę - zechce pisać charytatywnie (ku radości osób, znajomych nastawionych "antykulturowo")? Bez wynagrodzenia, nawet śmieciowego, czyli bardzo często "za swoje" wyrobnicy pióra pracują, twórczo, społecznie (więc dla innych, kosztem odmawiania sobie...).
Jeżeli autor w danym środowisku plasuje się na najniższym poziomie egzystencji bytowo-kulturowej, to taki fakt nie przysparza powszechnego uznania dla edukacji, wiedzy, zainteresowań intelektualnych.
Na szczęście, niekiedy, znajdują się osoby wyrażające gotowość pomocy autoprom piszącym w obronie sprawiedliwości, słabszych, chcą wesprzeć twórców stroniacych od taniej sensacji, brutalności, pisarzy usiłujących autentycznie przyczyniać się do budowania zgody społecznej.
Można się solidaryzować, prawie anonimowo, kupując książki, czasopisma, w których publikują się autorzy nieszukający błyskotliwego poklasku, na ogół nielubiani w pewnych kręgach jajogłowych - jako swego rodzaju konkurencja - dla uznanych moderatorów opinii publicznej. Można np. książki nabywać także dla podarowania komuś.
W ten sposób realizowałoby się mecenat, bardzo skuteczny; a uprawianie takiego sponsorowania poprawiłoby sytuację finansową - wydawcy i autora.
Postanowiłem przestać wstydzić się z powodu swojej skromności. Skoro inni nie krępują się bezgranicznej niemal złośliwości... Sam należę do grona autorów z marginesu literatury i publicystyki. Kto policzy straty społeczne, w jakiej walucie, które powstały (powstają) przez nienapisanie i nieogłoszenie, z powodów finansowych, wartościowych utworów?
Nie twierdzę, że wszystkie artykuły, książki z gatunku wyżej wzmiankowanych to dzieła cenne. Ale też tutaj określoną wagę ma subiektywizm odbioru literackiego przekazu.
Moje najnowsze dzieło książkowe, na świecie od pierwszych miesięcy bieżącego roku - "List do Krzysztofa". Polska widziana oczami 40-50-latka, belfra (jakże mało szkolnego), dojrzałego, światłego obywatela. Dość śmiałe minianalizy różnych dziedzin życia w Rzeczpospolitej. To jakby swego rodzaju katechizm przedwyborczy zawierający materiał przydatny do rozmów, nie tylko publicznych, z kandydatami do parlamentu i innych organów władzy. Pozwala także inaczej spojrzeć na nasze, polskie ustrojowo-polityczno-systemowe 25-lecie.
Stanisław Turowski "List do Krzysztofa". Wydawnictwo Novae Res, Gdynia 2015. Publikacja jest do nabycia m.in. w księgarni internetowej zaczytani.pl
wtorek, 15 września 2015
Prezydent
Trochę martwi styl urzędowania prezydenta RP. Ktoś z jego otoczenia powinien mu zwrócić uwagę, że treść, język wypowiadanych przezeń tekstów to dla głowy państwa sprawa o kapitalnym znaczeniu.
Szczególnego starania wymaga przygotowanie wystąpień obliczonych na wykorzystanie w czasie podróży zagranicznych.
Prezydentura Andrzeja Dudy zapowiada się ciekawie. W sumie - nie ma czego mu zazdrościć.
Szczególnego starania wymaga przygotowanie wystąpień obliczonych na wykorzystanie w czasie podróży zagranicznych.
Prezydentura Andrzeja Dudy zapowiada się ciekawie. W sumie - nie ma czego mu zazdrościć.
niedziela, 13 września 2015
Naukowcy
Robią dużo dla społeczeństwa. Na pewno swoim przykładem, różnymi publicznymi wystąpieniami blokują postępującą brutalizację naszego życia.
W zmiennej rzeczywistości politycznej i biznesowej pełnią rolę nieocenioną. Są opoką intelektualną Rzeczpospolitej. Wykorzystują w interesie kraju swoją najpewniejszą bodaj niezawisłość kadrową.
Dla naukowców, profesorów odpowiednie miejsce jest też na wyżynach politycznych. Osoby ze środowisk uniwersyteckich, uczelnianych, z instytutów - mogą sobie pozwalać na więcej śmiałości w ich działaniach publicznych, gdyż - w razie czego - mają gdzie wrócić do pracy. Oby tak zawsze...
Ich wiedza i zazwyczaj wysoka kultura osobista są przydatne właściwie wszędzie.
Oczywiście pilną sprawą jest podniesienie do godziwego poziomu wynagrodzeń w tym środowisku.
W zmiennej rzeczywistości politycznej i biznesowej pełnią rolę nieocenioną. Są opoką intelektualną Rzeczpospolitej. Wykorzystują w interesie kraju swoją najpewniejszą bodaj niezawisłość kadrową.
Dla naukowców, profesorów odpowiednie miejsce jest też na wyżynach politycznych. Osoby ze środowisk uniwersyteckich, uczelnianych, z instytutów - mogą sobie pozwalać na więcej śmiałości w ich działaniach publicznych, gdyż - w razie czego - mają gdzie wrócić do pracy. Oby tak zawsze...
Ich wiedza i zazwyczaj wysoka kultura osobista są przydatne właściwie wszędzie.
Oczywiście pilną sprawą jest podniesienie do godziwego poziomu wynagrodzeń w tym środowisku.
środa, 9 września 2015
Emocje
Idzie, rzecz jasna, o emocje polityczno-humanitarne. Pada dużo opinii i wątpliwości głoszonych publicznie, dotyczących przyjęcia kilku-, może kilkunastu tysięcy uchodźców (czy kandydatów na uchodźców).
Stosunek do tego problemu - o wymiarze międzykontynentalnym - jest miarą klasy moralnej i intelektualnej osoby ubiegającej się o miejsce na fotelu parlamentarnym.
Stosunek do tego problemu - o wymiarze międzykontynentalnym - jest miarą klasy moralnej i intelektualnej osoby ubiegającej się o miejsce na fotelu parlamentarnym.
Według przewidywań?
Niektórzy się denerwują atmosferą polityczną. Ci, bardziej impulsywni, grożą, że w październikowych wyborach nie wezmą udziału. Mówią, iż mają dosyć...
Nowa awantura: Dziennikarze rozdmuchali dym wokół Piotra Dudy, szefa "Solidarności". Formułowane są podejrzenia, że w sposób niejasny korzystał ze związkowego hotelu w Koszalinie. Jakie sensacje są w przygotowaniu?
Nowa awantura: Dziennikarze rozdmuchali dym wokół Piotra Dudy, szefa "Solidarności". Formułowane są podejrzenia, że w sposób niejasny korzystał ze związkowego hotelu w Koszalinie. Jakie sensacje są w przygotowaniu?
niedziela, 6 września 2015
Preludium
Referendum i to, co się wokół niego dzieje, stanowi początek interesującej i pewnie drapieżnej nieraz, kampanii wyborczej poprzedzającej głosowanie do Sejmu i Senatu (25 października).
Z umiejętnością wykorzystania przez polityków tej szczególnej sytuacji nie jest najlepiej.
Z umiejętnością wykorzystania przez polityków tej szczególnej sytuacji nie jest najlepiej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)