Jest nią, oczywiście, kandydatka na prezydenta RP Magdalena Ogórek. Teraz traktuje się ją poważniej, ale na początku tej zupełnie nowej dla niej politycznej roli, pokpiwano z niej i - w zasadzie - z całej lewicy. Wielu dziennikarzy, polityków wytykało jej ogólnospołeczną nieprzydatność, a tym bardziej brak kwalifikacji do piastowania najwyższego urzędu w państwie. Sojuszowi Lewicy Demokratycznej inkryminowano zagubienie przedwyborcze. Najwięcej dostawało się Leszkowi Millerowi, że taki doświadczony w działalności politycznej, a... Dziennikarze, publicyści już nie wytrzymywali napięcia. Kiedy kandydatka SLD przerwie milczenie? - niecierpliwili się. Gdy wreszcie piękność przemówiła, wielu wprawiła w zakłopotanie. Okazuje się jednak, że M. Ogórek doktoratu nie wypłakała. I pokazała, iż wypowiada sie całkiem zgrabnie i ma do przekazania określone treści. Pierwsza chyba w kampaniach wyborczych kandydatka, która bardzo sprytnie zagrała z konkurencją polityczną, posługując się milczeniem. Miało ono być dla niej przekleństwem, a wygląda na to, że m i l c z e n i e to jej zamierzone narzędzie. Skupiła na sobie uwagę prawie wszystkich Polaków. Niemal bezkosztownie zrobiła świetną promocję sobie i dużej części środowisk lewicowych. Milczenie, które miało ją do cna skompromitować, stało się dla niej polityczną trampoliną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz