D e m o g r a f i a
W rodzinach, związkach partrnerskich powszechnym jest, że się ma jedno, najwyżej dwoje dzieci. Wyjątki tylko potwierdzają regułę. Liczba ludności spada z roku na rok. Ale nie ma lamentu, że naród zaniknie, że na emerytury nie będzie miał kto zarabiać. Uważają, iż nie problem w tym, że ludzi coraz mniej. O wynikach produkcji, gospodarki decyduje przecież postęp techniczny i organizacja pracy. Byłoby zjawiskiem nienormalnym, gdyby zatrudnionych przybywało. Wracać do średniowiecza? Rozmaite urządzenia, coraz doskonalsze, zastępują coraz więcej ludzi. Wiek emerytalny, mówią, trzeba obniżać, żeby młodzi mogli zajmować miejsca starszych. Problem, by obywatelom dysponującym rezerwami czasu, oferować ciekawe sposoby wykorzystania "własnych" godzin, dni. Dóbr materialnych dla wszystkich swobodnie wystarczy. Do katastrofy społecznej mogłoby dojść, gdyby ludzie nie mieli co z sobą czynić. Problem zatem - żeby zwiększać nakłady na kulturę, żeby każdy w ofercie np. domu kultury znalazł coś dla siebie, żeby nie był nikim.
M i ł o ś ć
To uczucie, jakże wzniosłe dla nas, otaczane najwyższym uwielbieniem, u Dziwlandów nie ma takiego ogromnego szacunku. Jest czymś bardziej zwykłym, choć cieszy się dużym uznaniem. Ludzie, owszem, poznają się, są z sobą, dłużej lub krócej, ale kierują się raczej jakimiś "technicznymi" względami. Częściej i szybciej się rozstają. Jedyne, długoletnie związki małżeńskie należą do wyjątków. Ciekawe i pozytywne jest to, że odchodzący od siebie małżonkowie, czy odchodzący od siebie po prostu partnerzy, nie demonstrują wzajemnej nienawiści. Są to sytuacje, w zasadzie, jakby normalne. Potem - drugi partner (-ka), trzeci... Nikt się nie dziwi. Opieka nad dziećmi, ewentualnie, jest załatwiana w spokoju. Rodzice na ogół się dogadują. Ostatecznie - dom dziecka. W każdym razie - maleństwom nie grozi porzucenie, bieda; najwyżej pewne osamotnienie. Oczywiście uciążliwe; ale dba się w pierwszym rzędzie o warunki materialne i opiekuńcze maluchów. Miłość - to można rzec - luksus. I koło tej kwestii nie ma lamentu psychologów, pedagogów, prawników, lekarzy. Miłość dorosłych np. dzieci do rodziców traktowana jest bardziej jak określona powinność. Jasne, że jest tu pewna nić, mocniejsza niż więzy między innymi ludźmi, ale bez wzniosłości, wielkiego "kultu". W ich literaturze, w piosenkach też o miłości nie mówi się tak pięknie i tak dużo jak u nas. Łatwo się domyślić: Dziwlandowie nie urządzają kosztownych, wielkich uroczystości weselnych. Gdyby mieli tyle razy... Wystarcza im skromne " ślubne" spotkanie w lokalu, w gronie kilku-, kilkunastoosobowym, na trzy-, czterogodzinnym późnym obiedzie i wcale niekoniecznie z tańcami. Miłość nastolatków, dwudziestokilkulatków zaczyna się i kończy jak u nas. W cichości.
S z c z ę ś c i e
Do szczęścia tam się przywiązuje wielką wagę. To nie znaczy, iż jest lekceważony wysiłek, pracowitość, dążenie do celu. Dziwlandowie sądzą jednak, że przy najlepszych intencjach człowieka można nie zrealizować swoich zamierzeń, gdy na nas pogniewa się szczęście. Szczęście jest tam pojmowane niemal jak bóstwo. Dlatego Dziwlandowie, jeśli mają do wykonania wielkie zadanie, starają się zjednać sobie do pomocy szczęście. Cieszy się ono chyba lepszym wzięciem niż miłość. Gdy coś uparcie komuś nie wychodzi, pada bezpretensjonalne wytłumaczenie, że pewnie się było nie w porządku wobec szczęścia i ono się pogniewało. Towarzyszy temu też optymizm. "Będzie lepiej". Coś nadzwyczajnego w tym jest, że tak wiele zależy od jednej wyjątkowej sytuacji, tak wiele zależy od napotkania jednego wyjątkowego człowieka, który otwiera przed nami świat.
Jutro - o cenzurze, własności, domowych "robotach"
Z a p r a s z a m .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz