piątek, 19 października 2012

Apolityczność

W życiu publicznym, szczególnie tam, gdzie krzyżują się duże interesy, jakieś idee, do głosu dochodzi odżegnywanie się od polityki. Jest to ulubiony motyw osób ubiegających się o wysokie stanowiska. Trochę w myśl zasady, że jak poprzednicy, wyznaczani przez ich partie, nie uciekli od pewnych problemów, to teraz prawdopodobnie wszystkie wpływowe środowiska udzielą poparcia kandydatowi, którego się wyraźnie nie kojarzy z żadną partią, tym bardziej, jeśli sam kandydat też deklaruje swoją neutralność.
Ogólnie społeczeństwo ma jeszcze sporo szacunku, kredytu zaufania do liderów, "różnej maści", którzy głośno mówią, iż nie chcą mieć nic wspólnego z polityką. Takie przekonanie kandydata, na posła, premiera, szefa wielkiego przedsiębiorstwa może czasem jest i szczere, ale - obiektywnie biorąc - prawie każdy ze światlejszych obywateli nie ma co do tego wątpliwości, że dla wywalczenia intratnej synekury konieczne jest organizacyjne poparcie doświadczonego aparatu określonej partii.
Stąd zapewnienia kandydata do wysokiego urzędu, że sytuuje się ponad bieżąca krzątaniną polityczną, czy zupełnie obok niej, trzeba traktować serio tylko do pewnego progu. Jakże przeprowadzić ustawę, uchwałę bez przekonania silnych liczebnie, najbardziej wpływowych gremiów politycznych?
Poza tym - ktoś wynajduje kandydata, przekonuje go do zaryzykowania, określa gwarancje powodzenia. No, a potem..., jeśli..., w pojedynkę sukcesów się nie osiągnie. I - samo życie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz