W TVN 24,wieczorem, szła rozmowa z udziałem prof. Jadwigi Staniszkis (socjolog) i prof. Tomasza Nałęcza (historyka). Pełna wzajemna grzeczność i wysoka kultura wymiany opinii. Różnice (nieliczne) w interpretacji niektórych faktów podawane z życzliwością, uprzejmie, w wypowiedziach krótkich, kilkuzdaniowych.
Sama przyjemność.
niedziela, 30 grudnia 2012
Taniej
Zamiast wydawać "krocie" na dalekie podróże, znosić różne trudy, dolegliwości (kręgosłupa na przykład), można podziwiać piękno przyrody, dorobek kultury innych regionów, krajów pozostając w domu, studiując artystycznie opracowane wydawnictwa albumowe zakupione, własne albo pożyczone w bibliotece (czytelni), przy wykorzystaniu filmów, komputera, internetu. Przenieść się można do miejsc, obiektów ciekawszych często niż te, do których dałoby się dotrzeć bezpośrednio, fizycznie. Pomniki przyrody, dzieła sztuki po technicznej, artystycznej obróbce dostarczają często więcej i bogatszych wrażeń niż "cuda" w naturalnej ich postaci. Zatem - narzekajmy, o ile bardzo musimy, szczególnie przy naszych chudych portfelach, ale bez rozpaczy, że jesteśmy wykluczeni... W każdym razie jeszcze nie.
W interesie rodziny...
Coraz później zawierane śluby. Później niż kiedyś rodzi się pierwsze dziecko. Częstsza jest rezygnacja z posiadania pociech kolejnych. Przyczyn takiego stanu rzeczy można wskazać kilka. Ci co jeszcze mają pracę, muszą jej poświęcać stosunkowo więcej czasu. Wymagania przełożonych rosną, bo trzeba zadania wykonać mimo większej ilości zwalnianych osób.
Młodych kandydatów do małżeństwa ubywa, ponieważ nie stać ich na samodzielne mieszkanie. Wolą pozostawać przy rodzicach. Odpadają wtedy stałe domowe opłaty albo są znacznie niższe. Tańsze jest wyżywienie (niejednokrotnie w całości finansowane przez rodziców).
Nie bez znaczenia są kłopoty z umieszczeniem dziecka w żłobku czy przedszkolu. A jeśli..., to samo dowożenie pociechy i odbieranie wymaga niemało zachodu.
Gdy pracuje tylko jedno z rodziców, nie starcza na godziwe utrzymanie. A chodzi nie tylko o samą "prostą" egzystencję. Solidne kształcenie pociech wymaga niemałych środków. Więc przez tych kilka samotnych (formalnie), pierwszych lat można sporo zaoszczędzić, co najmniej na fundamenty przyszłej rodziny. I w sumie, na te czasy, takie wyjście, z indywidualnego punktu widzenia, nie - społecznego, jest lepsze.
Młodych kandydatów do małżeństwa ubywa, ponieważ nie stać ich na samodzielne mieszkanie. Wolą pozostawać przy rodzicach. Odpadają wtedy stałe domowe opłaty albo są znacznie niższe. Tańsze jest wyżywienie (niejednokrotnie w całości finansowane przez rodziców).
Nie bez znaczenia są kłopoty z umieszczeniem dziecka w żłobku czy przedszkolu. A jeśli..., to samo dowożenie pociechy i odbieranie wymaga niemało zachodu.
Gdy pracuje tylko jedno z rodziców, nie starcza na godziwe utrzymanie. A chodzi nie tylko o samą "prostą" egzystencję. Solidne kształcenie pociech wymaga niemałych środków. Więc przez tych kilka samotnych (formalnie), pierwszych lat można sporo zaoszczędzić, co najmniej na fundamenty przyszłej rodziny. I w sumie, na te czasy, takie wyjście, z indywidualnego punktu widzenia, nie - społecznego, jest lepsze.
sobota, 29 grudnia 2012
Z szacunkiem do własności
Czterej rosyjscy żołnierze przed sądem odpowiedzą za podjęcie z konta jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej sześciu tysięcy euro.
Pewnie to nie był kaprys ich zamożności.
Rząd francuski chce wprowadzić 75-procentowy podatek, który by płacili najbogatsi obywatele. Przeciwnicy takiego rozwiązania argumentują, że to w niewielkim stopniu wzmocni budżet, gdyż posiadaczy fortun jest tylko półtora tysiąca.
Po drugie; to by było działanie niesprawiedliwe.
Pewnie to nie był kaprys ich zamożności.
Rząd francuski chce wprowadzić 75-procentowy podatek, który by płacili najbogatsi obywatele. Przeciwnicy takiego rozwiązania argumentują, że to w niewielkim stopniu wzmocni budżet, gdyż posiadaczy fortun jest tylko półtora tysiąca.
Po drugie; to by było działanie niesprawiedliwe.
piątek, 28 grudnia 2012
Z życiorysów
Dr Mirosław G., były ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA - oskarżany o korupcję i mobbing. Zgodna opinia, iż to świetny fachowiec medyk. Współpracował jednak "kierowniczo" z licznym personelem placówki. Na ile uprawiał "dziwactwa", a w których sytuacjach tylko solidnie egzekwował służbowe wymagania?
Nie ma systemu, żeby człowieka takiego kalibru, odpowiednio wcześnie ostrzegać? Trzeba czekać, aż sytuacja wybuchnie i kogoś mocno porani? Jeszcze może wchodzić w rachubę pospolita zazdrość. Trudno jest wyrokować w tej sprawie.
Bez względu na skale winy dr. G. powinien być traktowany z większą wyrozumiałością niż pospolity przestępca.
Minęło dziesięć lat od afery L. Rywina. Wydarzenie polityczno-medialne o epokowym prawie znaczeniu. Zaczęły tętnić własnym życiem podsłuchy, podglądy głównie dla potrzeb śledztw mających duże znaczenie społeczne. I tu - bardzo zdolny, słynny producent filmowy w wielkich tarapatach. Uznany winnym. Na lata wyłączony z aktywnego życia. Skutek o znaczeniu ogólniejszym: po tej aferze wielu ludzi przestało ufać bliźnim. Coraz częściej słychać o totalnym podsłuchiwaniu się, podglądaniu, z intencjami, oczywiście, niezbyt szlachetnymi.
Pogorszyła się i pogarsza atmosfera moralna społeczeństwa. Komplikacje natury etycznej inspirowane są rozwojem nauki i techniki. Próby ukierunkowywania perspektyw społeczno-gospodarczych jeszcze nie cieszą się należytym zainteresowaniem różnych jajogłowych.
Media, właściwie, nie oszczędzają nikogo. Biskup Piotr J. po spożyciu alkoholu prowadził samochód. Niewiele pomogło, że przyznał się do zarzucanego mu czynu, że złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Wyrok: osiem miesięcy ograniczenia wolności, cztery lata zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów. To nie za łagodnie, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę inne przykrości duchowe. Pozycja społeczna... Przy tym człowiek: nie - notoryczny, znany policji zawadiaka drogowy.
Niektórzy ludzie "skromnie" wychowani, mają satysfakcję, że dostojnik Kościoła, taki ważny, a jednak... Inni - korzystając z okazji - usiłują deprecjonować zasady działalności wspólnoty religijnej. Sugerują, że prawie wszyscy biskupi, kapłani, nawet "masowi" katolicy, są tacy sami... Tak. Nie cechują się absolutną doskonałością, miewają chwile słabości..Także zagorzali ateiści to nie same jednostki idealne. Kto nigdy nie popełnił żadnego błędu?
A więc - gdybym miał wyrazić swoje zdanie, ogólnie i bardzo krótko: nie - chwalić, zamiast ganić; ale w ocenach kierować się szacunkiem do każdego i rozsądkiem.
Nie ma systemu, żeby człowieka takiego kalibru, odpowiednio wcześnie ostrzegać? Trzeba czekać, aż sytuacja wybuchnie i kogoś mocno porani? Jeszcze może wchodzić w rachubę pospolita zazdrość. Trudno jest wyrokować w tej sprawie.
Bez względu na skale winy dr. G. powinien być traktowany z większą wyrozumiałością niż pospolity przestępca.
Minęło dziesięć lat od afery L. Rywina. Wydarzenie polityczno-medialne o epokowym prawie znaczeniu. Zaczęły tętnić własnym życiem podsłuchy, podglądy głównie dla potrzeb śledztw mających duże znaczenie społeczne. I tu - bardzo zdolny, słynny producent filmowy w wielkich tarapatach. Uznany winnym. Na lata wyłączony z aktywnego życia. Skutek o znaczeniu ogólniejszym: po tej aferze wielu ludzi przestało ufać bliźnim. Coraz częściej słychać o totalnym podsłuchiwaniu się, podglądaniu, z intencjami, oczywiście, niezbyt szlachetnymi.
Pogorszyła się i pogarsza atmosfera moralna społeczeństwa. Komplikacje natury etycznej inspirowane są rozwojem nauki i techniki. Próby ukierunkowywania perspektyw społeczno-gospodarczych jeszcze nie cieszą się należytym zainteresowaniem różnych jajogłowych.
Media, właściwie, nie oszczędzają nikogo. Biskup Piotr J. po spożyciu alkoholu prowadził samochód. Niewiele pomogło, że przyznał się do zarzucanego mu czynu, że złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Wyrok: osiem miesięcy ograniczenia wolności, cztery lata zakazu prowadzenia wszelkich pojazdów. To nie za łagodnie, zwłaszcza gdy wziąć pod uwagę inne przykrości duchowe. Pozycja społeczna... Przy tym człowiek: nie - notoryczny, znany policji zawadiaka drogowy.
Niektórzy ludzie "skromnie" wychowani, mają satysfakcję, że dostojnik Kościoła, taki ważny, a jednak... Inni - korzystając z okazji - usiłują deprecjonować zasady działalności wspólnoty religijnej. Sugerują, że prawie wszyscy biskupi, kapłani, nawet "masowi" katolicy, są tacy sami... Tak. Nie cechują się absolutną doskonałością, miewają chwile słabości..Także zagorzali ateiści to nie same jednostki idealne. Kto nigdy nie popełnił żadnego błędu?
A więc - gdybym miał wyrazić swoje zdanie, ogólnie i bardzo krótko: nie - chwalić, zamiast ganić; ale w ocenach kierować się szacunkiem do każdego i rozsądkiem.
środa, 26 grudnia 2012
A jednak można
Szkoda, że okres Bożego Narodzenia trwa tylko kilka dni. Przynajmniej w telewizji przydałoby się, żeby przez cały tydzień... Na domowym ekranie spokojnie, bez jadu, kłótni, oszczerstw. Dziennikarze, redaktorzy - jakby po mistrzowsku panujący nad realizacją programów. Wszystko podawane jest w atmosferze ciepła, życzliwości. Gdyby choć trochę z tej atmosfery zostało na dłużej...
wtorek, 25 grudnia 2012
Niepotrzebni?
Szacuje się, że jest ich, w kraju, około 2 miliony. W tym - w położeniu krytycznym - kilkaset tysięcy osób. Bezrobotni III RP. Ich samopoczucie jest fatalne. Nikt ich nie chce. W sferze zatrudnienia. Ale to znaczy, iż prawie nikt ich nie chce tak w ogóle. Bo jaką wartość przedstawia człowiek, który do powszechnego dorobku nie wnosi swojej pracy? Z reguły nie są to "obiboki", jednostki leniwe. Mają do zaoferowania solidność i kwalifikacje, czasem wysokie. Nie stać ich na finansowe dołożenie się do czyjejś firmy. Wielu nawiedza totalne załamanie, obojętność, poczucie krzywdy. Zbliżają się do granic demoralizacji. Coraz częściej na swojej drodze życiowej widzą jedną z trzech ciemnych dróg - kradzież, zbrodnię, samobójstwo.
niedziela, 23 grudnia 2012
Atak grudniowej zimy
Handlową, przedświąteczną krzątaninę przerywają komunikaty, podpierane obrazkami rozległych pól pokrytych śniegiem, kierowców i policjantów usiłujących jakoś pokonać zaspy.Na drodze z radia, w mieszkaniach z telewizorów "armatnie" informacje. Śląskie koleje rozpaczliwie walczą z różnymi przeciwnościami losu. Pasażerowie oceniając to, używają słów... Wielka awaria w Gdańsku - kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców nie ma ciepłej wody i ogrzewania. Niektóre lotniska wyłączone z komunikacji. Pokonani na zawsze przez zimę niektórzy bezdomni. Na ulicach dużych miast długie kolejki po gorącą, darmową zupę. Słychać jakieś religijne uzasadnienia... Równie długie kolejki w przychodniach lekarskich.I dobrze. Trzeba wytrzymać. Jeszcze pogłoski, że Rosjanie może podniosą cenę ropy...
Gdyby dziś premierował gen. Wojciech Jaruzelski... Zgodnie z zapewnieniami sprzed około dwudziestu lat - kolejek w szczęsliwej Polsce miało nie być.
Gdyby dziś premierował gen. Wojciech Jaruzelski... Zgodnie z zapewnieniami sprzed około dwudziestu lat - kolejek w szczęsliwej Polsce miało nie być.
piątek, 21 grudnia 2012
Życzliwość wokół wolontariuszy
Wszyscy traktują ich z wielkim szacunkiem. Słusznie. Inaczej chyba być nie może; wszak niosą bliźnim tak oczekiwaną pomoc, w różnych dziedzinach, w rozmaitych sytuacjach. Czynią to bezinteresownie, nie pobierają wynagrodzenia za swoją pracę. Komu by się to miało nie podobać? Ktoś przekazuje dary, bo dysponuje stosownymi możliwościami materialnymi. Ktoś inny nie jest w stanie ofiarować, powiedzmy, produktów żywnościowych, odzieży, ale może pomóc swoją bezpośrednią aktywnością fizyczną, organizatorską. Zaangażowanie jakże potrzebne np. w domach pomocy społecznej. Nasuwają się tu jednak pewne wątpliwości natury moralnej...
wtorek, 18 grudnia 2012
Czytanie umów
Ciągle w mediach pobrzmiewa znana "piosenka": czytać dokładnie umowy kredytowe, nie dać się oszukać. To państwo powinno pilnować, by umowy były krótkie, ograniczone prawie do intencji. Obszerniejsze szczegóły najlepiej gdyby miały charakter uniwersalny i dopuszczający też zastosowanie zdrowego rozsądku. Przekładanie całej winy za ewentualne błędy na przyciśniętego problemami człowieka jest chyba nie fair.Należałoby stworzyć skuteczne państwowe mechanizmy zapobiegające nieuczciwym praktykom firm parabankowych. A dobrym wyjściem byłoby też uzdrawianie gospodarki, zmniejszanie bezrobocia. Czy refleksje szarego obywatela kogoś odpowiedzialnego obchodzą?
niedziela, 16 grudnia 2012
Co jest normalne?
USA. Newtown - 27-tysięczne miasto. Tam 20-latek,Adam Lanza, na terenie szkoły podstawowej zastrzelił 20 dzieci w wieku od 5 do 10 lat i 6 osób dorosłych (m.in. dyrektora i psychologa). Są też ranni. Zmasowana rozpacz rodziców i bliskich im ludzi. Publicznie w tej sprawie. z wyrazami współczucia wystąpił prezydent Barack Obama. Mówi się, iż to chyba dzieło szaleńca, kogoś nienormalnego. Może.
To jednak nie pierwszy tego rodzaju przypadek w Stanach Zjednoczonych, nie pierwszy zbiorowy taki płacz. Na ile jest normalna sytuacja, że mimo to, w tym kraju blisko 80 % obywateli legalnie dysponuje bronią i nie zanosi się na ograniczenia prawne w tym względzie? Istnieją jakieś konieczne warunki uzasadniające tak powszechne uzbrojenie społeczeństwa?
To jednak nie pierwszy tego rodzaju przypadek w Stanach Zjednoczonych, nie pierwszy zbiorowy taki płacz. Na ile jest normalna sytuacja, że mimo to, w tym kraju blisko 80 % obywateli legalnie dysponuje bronią i nie zanosi się na ograniczenia prawne w tym względzie? Istnieją jakieś konieczne warunki uzasadniające tak powszechne uzbrojenie społeczeństwa?
piątek, 14 grudnia 2012
Komentarze
DYMISJE
Zima, taka owszem... spowodowała w niektórych rejonach kraju sporo zamieszania. Na Śląsku skumulowały się nowe rozkłady jazdy i dość surowa, śnieżna zimowa pogoda. Ponieważ zakłócenia wystąpiły w obrębie kolei regionalnych, pracę stracili prezes i wiceprezes przedsiębiorstwa. Do dymisji podał się marszałek województwa.
To trochę nie w porządku, że za jeden błąd, nawet niemały, traci się stanowisko. Działanie "widowiskowe", ale ktoś nowy, nim faktycznie obejmie... Inny błąd trafi się szefowi wielkiej firmy przewozowej, a inny - kierującemu handlowym pawilonem spożywczym.
WRAK TUPOLEWA
Coraz bardziej agresywnie domagamy się zwrotu nieszczęsnego, rozbitego samolotu. Uważamy, iż Smoleńsk to nie jest odpowiednie miejsce dla takiej maszyny, o znaczeniu dla nas symbolicznym. Ostatnio interwencje ministra obrony, z szukaniem wsparcia ze strony mocarstw zachodnich, europejskich.
Rosjanie są zdumieni. Jeszcze nie zakończyli śledztwa. Tupolew jest zabezpieczony na ich terytorium. Wszystko w swoim czasie.
Trudno się spodziewać, że ten gigant gospodarczo-militarny pozwoli sobie narzucać terminy. Można domagać się głównie wszelkimi "chwytami" dyplomatycznymi... Cierpliwie. Bez zbędnego tupania... Czy my, w podobnej sytuacji bylibyśmy skłonni przyznać rację...?
Chyba nie należy wzniecać "wojny" z powodu wraku samolotu. Przy całym szacunku dla Ofiar katastrofy... Życia nikomu się nie zwróci. Społeczeństwa natomiast mają obowiązek troszczyć się też o teraźniejszość i o swoją przyszłość.
Zima, taka owszem... spowodowała w niektórych rejonach kraju sporo zamieszania. Na Śląsku skumulowały się nowe rozkłady jazdy i dość surowa, śnieżna zimowa pogoda. Ponieważ zakłócenia wystąpiły w obrębie kolei regionalnych, pracę stracili prezes i wiceprezes przedsiębiorstwa. Do dymisji podał się marszałek województwa.
To trochę nie w porządku, że za jeden błąd, nawet niemały, traci się stanowisko. Działanie "widowiskowe", ale ktoś nowy, nim faktycznie obejmie... Inny błąd trafi się szefowi wielkiej firmy przewozowej, a inny - kierującemu handlowym pawilonem spożywczym.
WRAK TUPOLEWA
Coraz bardziej agresywnie domagamy się zwrotu nieszczęsnego, rozbitego samolotu. Uważamy, iż Smoleńsk to nie jest odpowiednie miejsce dla takiej maszyny, o znaczeniu dla nas symbolicznym. Ostatnio interwencje ministra obrony, z szukaniem wsparcia ze strony mocarstw zachodnich, europejskich.
Rosjanie są zdumieni. Jeszcze nie zakończyli śledztwa. Tupolew jest zabezpieczony na ich terytorium. Wszystko w swoim czasie.
Trudno się spodziewać, że ten gigant gospodarczo-militarny pozwoli sobie narzucać terminy. Można domagać się głównie wszelkimi "chwytami" dyplomatycznymi... Cierpliwie. Bez zbędnego tupania... Czy my, w podobnej sytuacji bylibyśmy skłonni przyznać rację...?
Chyba nie należy wzniecać "wojny" z powodu wraku samolotu. Przy całym szacunku dla Ofiar katastrofy... Życia nikomu się nie zwróci. Społeczeństwa natomiast mają obowiązek troszczyć się też o teraźniejszość i o swoją przyszłość.
czwartek, 13 grudnia 2012
Przebłyski
Marsz Wolności, Solidarności i Niepodległości. Bezpardonowa walka o władzę.
13 grudnia - w telewizji dużo politycznego jadu. Czy niemożliwe jest kulturalne wymienianie opinii?
Społeczeństwo dryfuje niebezpiecznie... Próba uszkodzenia obrazu Czarnej Madonny jakby nic nie znaczyła.
Janusz Palikot odwiedził gen. Wojciecha Jaruzelskiego w szpitalu.
Nie ma ochoty pisać...
13 grudnia - w telewizji dużo politycznego jadu. Czy niemożliwe jest kulturalne wymienianie opinii?
Społeczeństwo dryfuje niebezpiecznie... Próba uszkodzenia obrazu Czarnej Madonny jakby nic nie znaczyła.
Janusz Palikot odwiedził gen. Wojciecha Jaruzelskiego w szpitalu.
Nie ma ochoty pisać...
wtorek, 11 grudnia 2012
Ile winy redaktorów?
Inwazja chamstwa, przemocy, lekceważenie elementarnych zasad przyzwoitości. Dzieje się to na skalę osobistej prywatności, ale niekiedy także w rozmiarach państwowych, politycznych. Coraz częściej wraca pytanie; kto najbliżej winy za ten stan rzeczy? W znacznej części, nie wiem, czy w dużej, fala negatywów społecznych jest zasługą redaktorów, a może bardziej - wydawców, właścicieli firm medialnych. Nie pierwszy raz o tym wspominam. Redaktor się wypowiada także ustami swojego rozmówcy, piórem autora. Zależy, kogo częściej, na dłużej zaprasza. Daje szanse upowszechniania określonych treści, stylu zachowania. Czasu jednako dla rozsądku i mądrości oraz dla szalbierstwa i niegodziwości. Gdyby, w miarę możliwości, regulować; wyraźnie mniej miejsca i minut przeznaczać na paranoje, I stosować instrumenty płacowe. Niestety, odnosi się wrażenie, że taktyka redakcyjna zbyt często jest obliczona na dziki hałas. Oczywiście trzeba też pamiętać o różnych bytowopersonalnych uwarunkowaniach, ale...
niedziela, 9 grudnia 2012
Zdobywanie elektoratu
Prezes Jarosław Kaczyński wyraził zaniepokojenie uprzywilejowanym, według niego, traktowaniem mniejszości niemieckiej w Polsce. Kiedyś wcześniej zwrócił uwagę na kwestię świadomości Ślązaków. Teraz zapowiedział marsz w Opolu pod hasłem "Tu jest Polska". Taki głos chyba nie podbuduje stosunków z naszym zachodnim, wielkim sąsiadem i partnerem na wielu płaszczyznach Prezes PiS też raczej nie darzy nadmiarem sympatii naszego wschodniego wielkiego sąsiada, również i znaczącego partnera handlowego. Uderzanie w nutę patriotyzmu dobrze jest odbierane przez ludzi wojowniczo nastawionych do otoczenia. Marsze sygnowane politycznie się sprawdziły jako narzędzie przyciągające niektórych kipiących energią szczególnie ludzi młodych i tych ze starszego pokolenia. Żadna inna partia nie jest tak blisko tego elektoratu. Mamy tu do czynienia z działaniem publicznym dyskusyjnym, ale pewnie przysparzającym PiS-owi zwolenników.
sobota, 8 grudnia 2012
Idealny polityk
Janusz Piechociński, nowy prezes PSL, robi znakomite wrażenie. Jego publiczne wystąpienia to majstersztyki. Oryginalne gesty (jak przyklęknięcie), "rozsiewanie" pogody w otoczeniu, skrzyżowanie pewności siebie ze skromnością. W sumie - polityk wykształcony, nowoczesny, ruchliwy, otwarty.
W wywiadach obiecuje m.in.: nieingerowanie w prywatność obywateli, w kwestie miłości, mieszkania, religii, szanowanie wartości życia nienarodzonych, pielęgnowanie tradycji, pokorę w kontaktach z ludźmi, przeciwstawienie się klimatowi brutalnej walki politycznej.
Wyznaje zasadę, iż szkoda sił na agresję przeciw komuś, lepiej energię przeznaczyć na walkę przeciw czemuś, ocenia, że to zależy od polityków, ale i od obywateli, budowanie zaufania do państwa, zachęcanie rodaków do aktywności społecznej, popieranie zdrowego rozsądku. Tylko - jak w to uwierzyć? Wcześniej wielu polityków, na początku swojej misji, "portretowało się" zachwycająco, potem bywało różnie, podobnie... Przeciętny konsument dań medialnych myśli - mówi facet, jakby wszystko od niego tylko zależało.
Świadom jest tego, co "podaje". Ma sporo wiedzy, doświadczenie pięciu kadencji posłowania. Właściwie - trochę odsapnąć i zmierzać do szczytowych godności państwowych. Zobaczymy...
W wywiadach obiecuje m.in.: nieingerowanie w prywatność obywateli, w kwestie miłości, mieszkania, religii, szanowanie wartości życia nienarodzonych, pielęgnowanie tradycji, pokorę w kontaktach z ludźmi, przeciwstawienie się klimatowi brutalnej walki politycznej.
Wyznaje zasadę, iż szkoda sił na agresję przeciw komuś, lepiej energię przeznaczyć na walkę przeciw czemuś, ocenia, że to zależy od polityków, ale i od obywateli, budowanie zaufania do państwa, zachęcanie rodaków do aktywności społecznej, popieranie zdrowego rozsądku. Tylko - jak w to uwierzyć? Wcześniej wielu polityków, na początku swojej misji, "portretowało się" zachwycająco, potem bywało różnie, podobnie... Przeciętny konsument dań medialnych myśli - mówi facet, jakby wszystko od niego tylko zależało.
Świadom jest tego, co "podaje". Ma sporo wiedzy, doświadczenie pięciu kadencji posłowania. Właściwie - trochę odsapnąć i zmierzać do szczytowych godności państwowych. Zobaczymy...
środa, 5 grudnia 2012
Trudna sytuacja dziennikarzy
Skandal za skandalem, a przynajmniej rzeczy niezwykłe. Kończy się trochę jedna sprawa, widać już początek kolejnej. Konflikty, awanturnictwo. Dosadny język. Co innego bicie się w piersi podczas wywiadu, co innego praktyka polityczna w kilka godzin później. Dziennikarze drążą tematy, żeby je wyostrzyć. Ciężko im problem przykryć milczeniem lub sprowadzić go do normalnego poziomu. Duży ruch wokół wydarzenia, dodatkowe znaki zapytania to góra "potrzebnej" roboty. I w tej branży zarobkowy strach zagląda w oczy. Żeby jak najmniej dziennikarzy, jak najwięcej ciekawych materiałów. Często balansowanie na granicy elementarnej przyzwoitości. Nieraz przychodzi myśl, że przecież żurnaliści muszą zarabiać. Kto ich, w razie czego, tak szybko weźmie? Politycy korzystają z takich warunków. Załatwiają swoje interesy. Ma ktoś tyle siły, by zatrzymać tę "intelektualną lawinę? Kogo stać na zaryzykowanie swojej pozycji? Bezrobocie, względnie jego wizja, generuje upadek moralny.
poniedziałek, 3 grudnia 2012
Wścibska polityka
Na marginesie programu telewizyjnego Lis na żywo.
Z dyskusji aktorów i reżysera. Pełno wątpliwości. Czy Marian Opania słusznie postąpił nie przyjmując roli w filmie o katastrofie smoleńskiej? Czy była to decyzja o zabarwieniu politycznym? Czy kto może z jego decyzji robi użytek ideologiczny? Jak daleko sięga obszar wolności artystycznej aktora? Zdrożną rzeczą jest publiczne deklarowanie swoich sympatii partyjnych? Rozterek tego typu, osadzonych w różnych środowiskach twórców, można wyartykułować więcej. Ale po co?
Z dyskusji aktorów i reżysera. Pełno wątpliwości. Czy Marian Opania słusznie postąpił nie przyjmując roli w filmie o katastrofie smoleńskiej? Czy była to decyzja o zabarwieniu politycznym? Czy kto może z jego decyzji robi użytek ideologiczny? Jak daleko sięga obszar wolności artystycznej aktora? Zdrożną rzeczą jest publiczne deklarowanie swoich sympatii partyjnych? Rozterek tego typu, osadzonych w różnych środowiskach twórców, można wyartykułować więcej. Ale po co?
sobota, 1 grudnia 2012
Słomiany zapał
Przyrzekali publicznie, obiecywali, że będą mówić grzeczniej, bez nienawiści. Kto w to nie wierzył, miał sporo racji. Minister Michał Boni wypuszczał sygnały, podobno za aprobatą premiera, że przy rządzie powstanie Rada ds. języka, która będzie monitorować różne wypowiedzi publiczne. Niektórzy już zgłaszali obawy, że to krępowanie... Rada - bez możliwości sankcyjnych, według M. Boniego. Tylko monitorowanie. Utworzenie tejże rady chłodno przyjęli politycy z lewa i z prawa. Co im się dziwić. Nie po to walczyli o fotele, żeby się teraz przed kimś, z byle powodu, musieli tłumaczyć. To oczywiste, że oni najlepiej wiedzą, co wolno... Na razie temat został "przyduszony". Można normalnie, bez zahamowań, pracować.
czwartek, 29 listopada 2012
Brutalizacja słów
Pospolite ruszenie ku naprawie... Chyba wszyscy sobie zdają sprawę, że doszliśmy za daleko. Niewiele brakuje do rękoczynów. Winni się nie przyznają, a jest ich wielu. Głównie wśród polityków i dziennikarzy.Niektórzy bezimienni.Wśród właścicieli gazet, innych mediów.Najważniejsze - jak wycisnąć pieniądze. Jak trafić w gusta.Winni - wśród redaktorów odpowiedzialnych. Drukować byle co albo materiały swoich. Wypełnić niezbędne szpalty, najlepiej bezfinansowo. I żeby nie uderzyć za mocno w kogoś silnego. A jakieś wyższe wartości... No i widać...
środa, 28 listopada 2012
Przemoc domowa
Mówiąc bardziej "dostojnie" - przemoc w rodzinie. Dziecka nawet nie tknąć. Zdarzają się tacy rodzice, że na maleństwo ręki nie podniosą. Czasem to niekoniecznie ich tylko zasługa. Zdarzają się przecież dzieci wcale niekłopotliwe. Zazwyczaj łatwiejsza sytuacja do opanowania, gdy pociecha jest jedna; no, jeszcze jedna...
Kiedy jest gromadka, trudno o niebiańską atmosferę. Nie pomagają bardziej stanowcze słowa, na nic dawkowanie zabawek. Nieraz przeciągający się płacz maluchów. Jednocześnie nie da rady wymyślić, od kogo pożyczyć pieniędzy na chleb, na buty...
Klimat rozpaczy - prawie nie do opanowania. A jeśli dziecko "skomplikowanie" chore...To dobijające błaganie o wsparcie finansowe... Nieraz brak własnego kąta, ciasnota. Więc, ostatecznie, lekkie skarcenie... Tylko - bardzo łatwo przekroczyć granice... Zatem najlepiej dążyć do rozwiązań "dyplomatycznych". Ostrożnie by trzeba z sąsiedzką na przykład nieobojętnością. Żeby potem ktoś nie mścił się na dziecku. Warto tu używać wyobraźni.
Kiedy jest gromadka, trudno o niebiańską atmosferę. Nie pomagają bardziej stanowcze słowa, na nic dawkowanie zabawek. Nieraz przeciągający się płacz maluchów. Jednocześnie nie da rady wymyślić, od kogo pożyczyć pieniędzy na chleb, na buty...
Klimat rozpaczy - prawie nie do opanowania. A jeśli dziecko "skomplikowanie" chore...To dobijające błaganie o wsparcie finansowe... Nieraz brak własnego kąta, ciasnota. Więc, ostatecznie, lekkie skarcenie... Tylko - bardzo łatwo przekroczyć granice... Zatem najlepiej dążyć do rozwiązań "dyplomatycznych". Ostrożnie by trzeba z sąsiedzką na przykład nieobojętnością. Żeby potem ktoś nie mścił się na dziecku. Warto tu używać wyobraźni.
niedziela, 25 listopada 2012
Wygrać z samym sobą
Wciąż doskonale pamiętamy niedoszły pocałunek naszych polityków. To dość powszechna u nas bolączka - kłopot pogodzić się z faktem, że ktoś w walce społecznej czy sportowej jest lepszy, odrobinkę lepszy. Ktoś święci sukces, ktoś inny musi przetrawić porażkę; niekiedy bardzo spektakularną. Zapanować nad sobą w dramatycznym momencie. Pogratulować zwycięscy, złożyć miłe życzenia. Mimo wszystko.
Gdy tak postąpisz, również zwyciężyłeś. Zwyciężyłeś samego siebie. To prawdziwy sukces. Jak ładnie niedawno zachował się konkurent prezydenta USA. Bez cienia niechęci, zazdrości, niechęci obsypał rywala serdecznościami, gratulacjami.
Znakomitą szkołą tłumienia w sobie słabości jest uprawianie sportu. Ileż to razy przychodzi gratulować przeciwnikom na przykład z boiska, z ringu.
Gdy tak postąpisz, również zwyciężyłeś. Zwyciężyłeś samego siebie. To prawdziwy sukces. Jak ładnie niedawno zachował się konkurent prezydenta USA. Bez cienia niechęci, zazdrości, niechęci obsypał rywala serdecznościami, gratulacjami.
Znakomitą szkołą tłumienia w sobie słabości jest uprawianie sportu. Ileż to razy przychodzi gratulować przeciwnikom na przykład z boiska, z ringu.
Separatyzmy
Katalonia chce się odłączyć od Hiszpanii. To przypadek nie jednostkowy. Podobne nastroje odnotowywano w Szkocji. Jakieś echa tego typu - na Śląsku. Używa się wtedy argumentu niepodległości, w eter idą obietnice, że jeśli tylko..., to we wszystkim będzie lepiej...
W istocie raczej liczą się dążenia polityków, przywódców, którzy mają ambicje być szefami samodzielnego, nowego państwa. Dla pokazania, że też jest się, powiedzmy, premierem, funkcjonuje suwerennie odrębny parlament.
Czy naród, w kraju niepodległym, stanie się szczęśliwy - to inna kwestia. Potem ewentualnie wymyśli się "obiektywne" przyczyny trudności, niedostatków. Rzecz jasna - może pojawić się faktyczne zapotrzebowanie na niepodległość. O ile tak, to mielibyśmy do czynienia z potwierdzeniem reguły.
W istocie raczej liczą się dążenia polityków, przywódców, którzy mają ambicje być szefami samodzielnego, nowego państwa. Dla pokazania, że też jest się, powiedzmy, premierem, funkcjonuje suwerennie odrębny parlament.
Czy naród, w kraju niepodległym, stanie się szczęśliwy - to inna kwestia. Potem ewentualnie wymyśli się "obiektywne" przyczyny trudności, niedostatków. Rzecz jasna - może pojawić się faktyczne zapotrzebowanie na niepodległość. O ile tak, to mielibyśmy do czynienia z potwierdzeniem reguły.
sobota, 24 listopada 2012
Kamienice i mieszkania
W telewizji - przejmujące sceny, płacz ludzi, którzy dotychczas zajmowali mieszkania w kamienicach, teraz kupionych przez prywatnych nabywców. Lokatorom grozi wysłanie ich na ulicę. Potraktowanie łagodniejsze - to przeniesienie się do kontenerów.
Nabywcy kamienic nie muszą być dobroczyńcami. Ich pewnie wyłącznie interesuje lokata kapitału. Wykorzystują istniejące warunki administracyjne. Można się zastanawiać, kto winien, dlaczego...
Władze rządowe i samorządowe pilnie powinny dołożyć starań, aby te sytuacje złagodzić, z uwzględnieniem interesów i właścicieli, i lokatorów. Może są do zastosowania tutaj jakieś nieupublicznione, skuteczne rezerwy prawne?
Na razie bezcenne byłoby, najłatwiej osiągalne, trochę więcej życzliwości.
Nabywcy kamienic nie muszą być dobroczyńcami. Ich pewnie wyłącznie interesuje lokata kapitału. Wykorzystują istniejące warunki administracyjne. Można się zastanawiać, kto winien, dlaczego...
Władze rządowe i samorządowe pilnie powinny dołożyć starań, aby te sytuacje złagodzić, z uwzględnieniem interesów i właścicieli, i lokatorów. Może są do zastosowania tutaj jakieś nieupublicznione, skuteczne rezerwy prawne?
Na razie bezcenne byłoby, najłatwiej osiągalne, trochę więcej życzliwości.
piątek, 23 listopada 2012
Przedświąteczne szaleństwo
Zaczyna się właśnie. Pierwsze dekoracje w domach handlowych. Uwagę na nie zwracają klienci, wszyscy, bez względu na ich status społeczny. Nie wszyscy jednak mogą sobie pozwolić na kupowanie rzeczy wymarzonych. Jeśli pragnienie nabycia określonych artykułów jest bardzo mocne... Łatwo pożyczyć.pieniądze. W końcu raz w roku... Zwracać dług - czasem bardzo trudno.
Okołoświąteczna radość przekształca się w koszmar. Bank swoje dostanie, niekiedy jeszcze więcej. Odsetki. Z zajętych przez komornika nieruchomości (mieszkania), samochodów, części zarobków czy świadczeń emerytalnych. Nikt nachalnie takiej przestrogi nie serwuje.Żeby handlowanie było w miarę godziwe, powinno się częściej mówić i o tej stronie medalu.
W jakże wielu rodzinach święta powodują uświadomienie sobie swojej "gorszości". Jeżeli portfel jest chudy, gdy tylko to możliwe, odmówić sobie... Przetrzymać te szczególne dni, w sposób skromny. Nie ma potrzeby udawać przed otoczeniem, iż jest lepiej niż jest faktycznie.
Okołoświąteczna radość przekształca się w koszmar. Bank swoje dostanie, niekiedy jeszcze więcej. Odsetki. Z zajętych przez komornika nieruchomości (mieszkania), samochodów, części zarobków czy świadczeń emerytalnych. Nikt nachalnie takiej przestrogi nie serwuje.Żeby handlowanie było w miarę godziwe, powinno się częściej mówić i o tej stronie medalu.
W jakże wielu rodzinach święta powodują uświadomienie sobie swojej "gorszości". Jeżeli portfel jest chudy, gdy tylko to możliwe, odmówić sobie... Przetrzymać te szczególne dni, w sposób skromny. Nie ma potrzeby udawać przed otoczeniem, iż jest lepiej niż jest faktycznie.
czwartek, 22 listopada 2012
Zatrzymany pocałunek
Po zmianie na fotelu szefa Polskiego Stronnictwa Ludowego, gdy na sali obrad był czas na podziękowania i gratulacje, do Waldemara Pawlaka podszedł i podał mu rękę Janusz Piechociński, nowo wybrany prezes. Uścisnęli sobie dłonie. Gdy, jak inni, J. Piechociński także przymierzył się do pocałunku, W. Pawlak go "wyhamował". Oczywiście powstała niezręczna sytuacja.
Niektórzy wytykają byłemu premierowi, że zachował się niezbyt "dyplomatycznie". Racja. Ale było parę momentów na usprawiedliwienie takiego gestu.
Z natury rzeczy W. Pawlak znajdował się w gorszym położeniu. Publiczny - na oczach milionów - przegrany. Po latach błyszczenia. W zasadzie niespodziewanie. Był faworytem. Różnica głosów - minimalna. W kampanii "przed", jako wicepremier i minister, w wirze obowiązków państwowych, nie mógł poświęcić dostatecznie dużo czasu na jeżdżenie po kraju, spotykanie się z ludźmi. W obiecywaniu musiał zachować ostrożność. Mimo to "zainkasował" ogromne poparcie.
Lepszą sytuację miał J. Piechociński. Łatwiej mu było wygospodarzyć czas na bezpośrednie kontakty z wyborcami w terenie. Mógł sobie pozwolić na fantazyjne nieraz obiecywanie, w przeświadczeniu, iż nic prawie nie ryzykuje. Jeśli go nie wybiorą... O ile zwycięży, ma dość sił, żeby się postarać. Wielu dało mu swój głos, bo na ogół "zjednawczo" działa na ludzi fama, że to nowy, zechce zrobić więcej, prawie wszystko przed nim. A to zrozumiałe, że wygranemu łatwiej przychodzi grzeczność, radość, kultura osobista.
Niektórzy wytykają byłemu premierowi, że zachował się niezbyt "dyplomatycznie". Racja. Ale było parę momentów na usprawiedliwienie takiego gestu.
Z natury rzeczy W. Pawlak znajdował się w gorszym położeniu. Publiczny - na oczach milionów - przegrany. Po latach błyszczenia. W zasadzie niespodziewanie. Był faworytem. Różnica głosów - minimalna. W kampanii "przed", jako wicepremier i minister, w wirze obowiązków państwowych, nie mógł poświęcić dostatecznie dużo czasu na jeżdżenie po kraju, spotykanie się z ludźmi. W obiecywaniu musiał zachować ostrożność. Mimo to "zainkasował" ogromne poparcie.
Lepszą sytuację miał J. Piechociński. Łatwiej mu było wygospodarzyć czas na bezpośrednie kontakty z wyborcami w terenie. Mógł sobie pozwolić na fantazyjne nieraz obiecywanie, w przeświadczeniu, iż nic prawie nie ryzykuje. Jeśli go nie wybiorą... O ile zwycięży, ma dość sił, żeby się postarać. Wielu dało mu swój głos, bo na ogół "zjednawczo" działa na ludzi fama, że to nowy, zechce zrobić więcej, prawie wszystko przed nim. A to zrozumiałe, że wygranemu łatwiej przychodzi grzeczność, radość, kultura osobista.
wtorek, 20 listopada 2012
Telewizyjne politykowanie
Nowo wybrany prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Janusz Piechociński - rozchwytywany przez dziennikarzy. Widać, że ten zgiełk wokół jego osoby nie sprawia mu przykrości. Chętnie i składnie się wypowiada. Jak zwykle przy takich okazjach - deklaracje, że będzie dążył do jedności, współdziałania, siły państwa, gospodarczej i społecznej. Niektórzy dziennikarze chcą wykorzystać skromniejsze obycie medialne - w tej roli - nowego prezesa, próbują go traktować jak podwładnego.
W kilkuosobowych dysputach, najczęściej politycy, nadal, w wielu audycjach, przekrzykują się, istny magiel. Redaktorzy prowadzący, bywa, nie panują nad sytuacją. Albo udają, że... Niech telewidzowie przekonają się, na co stać ich ulubieńców.
Tu akurat słowo jest podstawowym narzędziem, np. posła. Jak publicznie się nim posługuje... Członek rządu na przykład sądzi pewnie, iż za pośrednictwem ekranu zjednuje sobie publikę, a faktycznie - niekiedy - się pogrąża.
Prawie w całości wypada się zgodzić z powiedzeniem, że politycy są tacy, jak ich wyborcy. Każdy z nas, cząstkowo, ma wpływ na dobór kadr rządzących Polską.
W kilkuosobowych dysputach, najczęściej politycy, nadal, w wielu audycjach, przekrzykują się, istny magiel. Redaktorzy prowadzący, bywa, nie panują nad sytuacją. Albo udają, że... Niech telewidzowie przekonają się, na co stać ich ulubieńców.
Tu akurat słowo jest podstawowym narzędziem, np. posła. Jak publicznie się nim posługuje... Członek rządu na przykład sądzi pewnie, iż za pośrednictwem ekranu zjednuje sobie publikę, a faktycznie - niekiedy - się pogrąża.
Prawie w całości wypada się zgodzić z powiedzeniem, że politycy są tacy, jak ich wyborcy. Każdy z nas, cząstkowo, ma wpływ na dobór kadr rządzących Polską.
niedziela, 18 listopada 2012
Powszechna nieufność?
Trudno milczeć po po programie TV Polsat Państwo w państwie.
Od wielu miesięcy mniejsze firmy transportowe nie mogą wyegzekwować zarobionych uczciwie pieniędzy. W takiej sytuacji znajduje się ponad tysiąc przedsiębiorstw. Przedstawiciel ministerstwa transportu zapewniał, że sukcesywnie należności są wypłacane. Z konieczności dokumentacyjnych to idzie wolno. Urzędnik resortowy obiecał, że podjęte zostaną starania o przyspieszenie wspomnianych wypłat. Pracownicy rzeczonych firm, ich rodziny czują się bytowo skrajnie zagrożeni. Wypominają, że urzędnicy pensje dostają na czas.
Nasuwają się dwa wnioski. Zatrudnić dodatkowych referentów, specjalistów. Ale - co by się wtedy działo? Może jest za dużo etatów? Zwolnienia? Bezrobotnych już chyba starczy?
Jest wyście trzecie. Pracujący obecnie urzędnicy powinni się "spinać", by swoje role wypełniali szybciej, skuteczniej. Należałoby się coś od wytwórców dokumentacji... Zdanie końcowe.
Wynagrodzenia za pracę są sprawą tak istotną, że powinny być obwarowane gwarancjami państwowymi, dotyczącymi terminów ich wypłacania.
Możemy dojść do sytuacji, że nikt do nikogo nie będzie miał zaufania. Wtedy - tragedia.
Od wielu miesięcy mniejsze firmy transportowe nie mogą wyegzekwować zarobionych uczciwie pieniędzy. W takiej sytuacji znajduje się ponad tysiąc przedsiębiorstw. Przedstawiciel ministerstwa transportu zapewniał, że sukcesywnie należności są wypłacane. Z konieczności dokumentacyjnych to idzie wolno. Urzędnik resortowy obiecał, że podjęte zostaną starania o przyspieszenie wspomnianych wypłat. Pracownicy rzeczonych firm, ich rodziny czują się bytowo skrajnie zagrożeni. Wypominają, że urzędnicy pensje dostają na czas.
Nasuwają się dwa wnioski. Zatrudnić dodatkowych referentów, specjalistów. Ale - co by się wtedy działo? Może jest za dużo etatów? Zwolnienia? Bezrobotnych już chyba starczy?
Jest wyście trzecie. Pracujący obecnie urzędnicy powinni się "spinać", by swoje role wypełniali szybciej, skuteczniej. Należałoby się coś od wytwórców dokumentacji... Zdanie końcowe.
Wynagrodzenia za pracę są sprawą tak istotną, że powinny być obwarowane gwarancjami państwowymi, dotyczącymi terminów ich wypłacania.
Możemy dojść do sytuacji, że nikt do nikogo nie będzie miał zaufania. Wtedy - tragedia.
sobota, 17 listopada 2012
Politycy i dziennikarze
Pracują w podobnym stylu. Narzekają na klimat społeczny, a dość zgodnie go współtworzą. Politycy zabiegają o poparcie, o głosy w wyborach. Dziennikarze dbają o oglądalność, "słuchalność", wyniki sprzedaży Aby słupki odpowiednio wyglądały, jedni i drudzy, muszą często, może z reguły, schlebiać gustom, nie zawsze najwyższej jakości. Dzieje się tak za sprawą pieniędzy, żeby się utrzymać przy życiu. Pieniądz w małych ilościach jest taki sobie, w ilościach wielkich, bankowych staje się, co najmniej, bliskim krewnym realnej władzy.
czwartek, 15 listopada 2012
książka Alfreda Siateckiego
NIEZWYKŁE WYWIADY
Bogate są echa rozwoju edukacji, kultury. Wyjątkowo, mnie, zainteresowały koleje losu Corony Schroter, utalentowanej artystki, śpiewaczki, z końca XVIII wieku, związanej z Gubinem (dawnym Guben), wielkiej miłości Goethego. Mieszkańcy tego miasta, po obu stronach granicy, pewnie zapragną mieć na swoich półkach bliską im pozycję wydawniczą.
Książka jest napisana po mistrzowsku, tak ze czyta się ją z narastającym "apetytem". Prawie dwieście stron mija, nie wiadomo kiedy. A. Siatecki ma na swoim koncie około 20 książek, tysiące publikacji prasowych. To świadczy o kunszcie pisarza.
"Czwarty klucz do bramy" jest lekturą zajmującą niemal dla każdego. Pozycja, przygotowana bardzo solidnie, nacechowana jest wartościami poznawczymi, edukacyjnymi. Świetnie nadaje się do wykorzystania dydaktycznego w nauczaniu szkolnym, podczas lekcji historii, godzin wychowawczych, języka polskiego (dziennikarstwo, dokument, fikcja literacka). Znakomite narzędzie do poszerzenia wiedzy o regionie, wspaniała okazja przybliżenia racjonalnego pojmowania patriotyzmu.
Bardziej dociekliwy czytelnik znajdzie jeszcze nazwiska innych nietuzinkowych jednostek, materiały źródłowe, daty istotniejszych wydarzeń. Książka ta pomaga zrozumieć rolę Kościoła, religii w historii Polski. Niemal każde ważniejsze miejsce naszego regionu jest interesująco odnotowane, czasem bardzo obszernie.
Byłoby ze wszech miar cenne, gdyby książka ta trafiła do bibliotek szkolnych. Z powodów - jak wyżej. Na pewno znajdzie uznanie wśród działaczy społecznych, regionalistów.
Gdybym był nauczycielem, wykorzystałbym ten "klucz" może nawet do pedagogicznego sukcesu. Jeślibym był kuratorem oświaty, zasugerowałbym dyrektorom szkół zwrócenie uwagi na tę wyjątkowo naznaczoną edukacyjnie lekturę. Gdy się gdzieś zdarzy spotkanie A. Siateckiego z młodzieżą, to atrakcja dydaktyczna gotowa. Również dorosłym czytelnikom, w bezpośrednim kontakcie, autor dostarcza wiele satysfakcji. Kapitał intelektualny też szkoda marnować.
Alfred Siatecki - "Czwarty klucz do bramy". Zielona Góra 2012, 197 s.
Alfred Siatecki – Lubuszanin, prozaik, autor reportaży, słuchowisk, bibliografii pisarzy lubuskich, publicysta, w najnowszej książce „Czwarty klucz do bramy” po raz kolejny rozmawia z wybitnymi synami Ziemi Lubuskiej o znakomitościach ze sfer panujących, „opiekujących się” mieszkającym tutaj ludem, w różnych okresach rzeczywistości historycznej naszego regionu, a także diamentów ze sfer twórczych - naukowych i artystycznych.
Autor do zwierzeń zaprosił indywidualności tej miary co na przykład dr hab. Kazimierz Bartkiewicz – historyk, Klemens Felchnerowski – konserwator sztuki i artysta malarz, dr hab. Jerzy Piotr Majchrzak – historyk i germanista, Edward Jancarz – dwunastokrotny medalista mistrzostw świata na żużlu, Zygmunt Trziszka – pisarz i publicysta. Przy nazwisku każdego z nich jest zamieszczona nota biograficzna z zaakcentowaniem najważniejszego ich dorobku. W sumie autor „przepytał” 14 szacownych osób, związanych ze Środkowym Nadodrzem.
Autor do zwierzeń zaprosił indywidualności tej miary co na przykład dr hab. Kazimierz Bartkiewicz – historyk, Klemens Felchnerowski – konserwator sztuki i artysta malarz, dr hab. Jerzy Piotr Majchrzak – historyk i germanista, Edward Jancarz – dwunastokrotny medalista mistrzostw świata na żużlu, Zygmunt Trziszka – pisarz i publicysta. Przy nazwisku każdego z nich jest zamieszczona nota biograficzna z zaakcentowaniem najważniejszego ich dorobku. W sumie autor „przepytał” 14 szacownych osób, związanych ze Środkowym Nadodrzem.
Czytelnik pewnie się
zdziwi, iż interlokutorzy reportażysty, badacza dziejów, niestrudzonego
popularyzatora wiedzy o regionie niedawno zmarli; w ostatnich
dziesięcioleciach. Cóż, jednak pisarz posiada taką moc, żeby z zaświatów
przywołać swoich bohaterów.
Ze wspomnianych rozmów, prowadzonych bardzo ciekawie, kompetentnie dowiadujemy się o sposobach walki
o władzę i utrzymania jej na przestrzeni stuleci. Znajdujemy momenty
nieporozumień i spokojnego współżycia Polaków, Niemców, Rosjan. Sporo miejsca w
wypowiedziach rzeczonych autorytetów zajmują problemy bezrobocia - po dzisiejszemu mówiąc, emigracji za chlebem.Bogate są echa rozwoju edukacji, kultury. Wyjątkowo, mnie, zainteresowały koleje losu Corony Schroter, utalentowanej artystki, śpiewaczki, z końca XVIII wieku, związanej z Gubinem (dawnym Guben), wielkiej miłości Goethego. Mieszkańcy tego miasta, po obu stronach granicy, pewnie zapragną mieć na swoich półkach bliską im pozycję wydawniczą.
Książka jest napisana po mistrzowsku, tak ze czyta się ją z narastającym "apetytem". Prawie dwieście stron mija, nie wiadomo kiedy. A. Siatecki ma na swoim koncie około 20 książek, tysiące publikacji prasowych. To świadczy o kunszcie pisarza.
"Czwarty klucz do bramy" jest lekturą zajmującą niemal dla każdego. Pozycja, przygotowana bardzo solidnie, nacechowana jest wartościami poznawczymi, edukacyjnymi. Świetnie nadaje się do wykorzystania dydaktycznego w nauczaniu szkolnym, podczas lekcji historii, godzin wychowawczych, języka polskiego (dziennikarstwo, dokument, fikcja literacka). Znakomite narzędzie do poszerzenia wiedzy o regionie, wspaniała okazja przybliżenia racjonalnego pojmowania patriotyzmu.
Bardziej dociekliwy czytelnik znajdzie jeszcze nazwiska innych nietuzinkowych jednostek, materiały źródłowe, daty istotniejszych wydarzeń. Książka ta pomaga zrozumieć rolę Kościoła, religii w historii Polski. Niemal każde ważniejsze miejsce naszego regionu jest interesująco odnotowane, czasem bardzo obszernie.
Byłoby ze wszech miar cenne, gdyby książka ta trafiła do bibliotek szkolnych. Z powodów - jak wyżej. Na pewno znajdzie uznanie wśród działaczy społecznych, regionalistów.
Gdybym był nauczycielem, wykorzystałbym ten "klucz" może nawet do pedagogicznego sukcesu. Jeślibym był kuratorem oświaty, zasugerowałbym dyrektorom szkół zwrócenie uwagi na tę wyjątkowo naznaczoną edukacyjnie lekturę. Gdy się gdzieś zdarzy spotkanie A. Siateckiego z młodzieżą, to atrakcja dydaktyczna gotowa. Również dorosłym czytelnikom, w bezpośrednim kontakcie, autor dostarcza wiele satysfakcji. Kapitał intelektualny też szkoda marnować.
Alfred Siatecki - "Czwarty klucz do bramy". Zielona Góra 2012, 197 s.
środa, 14 listopada 2012
Dziennikarstwo obywatelskie
Ładnie się je nazywa. Jest przydatne społeczeństwu. Bardzo sprawdza się w środowiskach lokalnych. Nie wymaga specjalistycznego przygotowania. Najważniejsze są dobre chęci. Dziennikarz obywatelski współpracuje z redakcją, z redakcjami. Przekazuje mediom informacje aktualne czy ważne z jakiegoś powodu, w postaci surowca lub materiału gotowego do wykorzystania.
Usługa prasowa coraz częściej praktykowana. Wygoda dla redakcji, bo z reguły dziennikarze amatorzy nie otrzymują wynagrodzenia. Wydawcy się to opłaca. Mniejsze koszty. Takiemu autorowi na ogół wystarcza satysfakcja, że jego nazwisko..., że temat został "uruchomiony".
Wydawca może zmniejszać ilość zatrudnianych dziennikarzy. W ten sposób finansowo jest "do przodu". Pracujący jeszcze dziennikarze muszą wykonywać rozszerzone obowiązki, za te same pieniądze albo skromniejsze. Społeczni korespondenci redakcji są też cennym źródłem dla "etatowców" (bądź po prostu stałych współpracowników), ale czasem bywają postrzegani jako konkurencja. W połączeniu coraz lepszą komunikacją, sprzętem... Musi to powodować redukowanie stałego zatrudnienia.
Dziennikarze są więc swego rodzaju samobójcami. Idzie to nieubłaganie. Stratni są i żurnaliści zawodowcy, i amatorzy (korespondenci). Ludziom mediów, szczególnie tym z pierwszego frontu, "produkującym" teksty, nie ma czego zazdrościć.
Usługa prasowa coraz częściej praktykowana. Wygoda dla redakcji, bo z reguły dziennikarze amatorzy nie otrzymują wynagrodzenia. Wydawcy się to opłaca. Mniejsze koszty. Takiemu autorowi na ogół wystarcza satysfakcja, że jego nazwisko..., że temat został "uruchomiony".
Wydawca może zmniejszać ilość zatrudnianych dziennikarzy. W ten sposób finansowo jest "do przodu". Pracujący jeszcze dziennikarze muszą wykonywać rozszerzone obowiązki, za te same pieniądze albo skromniejsze. Społeczni korespondenci redakcji są też cennym źródłem dla "etatowców" (bądź po prostu stałych współpracowników), ale czasem bywają postrzegani jako konkurencja. W połączeniu coraz lepszą komunikacją, sprzętem... Musi to powodować redukowanie stałego zatrudnienia.
Dziennikarze są więc swego rodzaju samobójcami. Idzie to nieubłaganie. Stratni są i żurnaliści zawodowcy, i amatorzy (korespondenci). Ludziom mediów, szczególnie tym z pierwszego frontu, "produkującym" teksty, nie ma czego zazdrościć.
wtorek, 13 listopada 2012
Z marginesu Niepodległości
Parę słów.
Niektórzy "ludzie publiczni" niedzielne burdy na ulicach Warszawy, wywołane przez małe grupy zadymiarzy (tak chyba można powiedzieć), potraktowali niemal jak tragedię narodową. A bezpośrednie starcia z policją, jakich byliśmy telewizyjnymi świadkami, nie wyglądały przerażająco, gdy obok maszerowały spokojnie wielotysięczne tłumy z flagami, transparentami, wykrzykujące jakieś swoje sprawy.
Około 180 najbardziej krewkich zatrzymanych na krótko, do przesłuchania, kilku osobom przedstawiono zarzuty. Ośmiu ranionych policjantów. W krajach rządzonych demokratycznie takie manifestacje są normą. To nie znaczy, że mamy się wzorować...
Oczywiście te awantury nie powinny zaistnieć.
Lamentowanie w mediach z takiego powodu, kreowanie wielkiego politycznego problemu potęguje jeszcze wojownicze ambicje.
Stawianie rzeczy w ten sposób, że niektórzy liderzy niepokojów, chcą rozliczać siły porządkowe, w sytuacji, jak każdy mógł zobaczyć, zakrawa na groteskę.
Jest temat ściągania do stolicy tysięcy policjantów (dodatkowe godziny służby, transport, zaprowiantowanie, zużycie sprzętu, pogorszenie atmosfery w rodzinach, osłabienie kontroli w rodzimych środowiskach, ryzyko utraty zdrowia lub życia). Czy członkowie grup organizujących incydenty, nie powinni - przynajmniej częściowo, w kwotach dla nich możliwych, zwrócić trochę strat, względnie ileś godzin odpracować. Mówimy "młodzi", lecz wiadomo, iż często są oni inspirowani przez dojrzałych (czy zawsze intelektualnie też?) polityków, różnych liderów. Kilkunastu żądnych przygód speców od manifestacji muszą decydować, na co wydawać pieniądze z państwowej kasy, czyli naszej wspólnej? Warto byłoby, w policyjnych, sądowych warunkach, realizować z zatrzymanymi krótkie spotkania, pouczające rozmowy, dajmy na to z prawnikami, psychologami.
Sporo winy leży po stronie mediów, szczególnie telewizji. Można by garść pretensji zaadresować do szefów redakcji, do redaktorów odpowiedzialnych. Wiedzą, kogo zapraszają do studia na rozmowy. Ciągle te same osoby na domowym ekranie. Dlaczego nie zaprasza się ludzi interesujących, twórców, znakomitych fachowców spoza wielkich aglomeracji? Nadawany obraz rzeczywistości byłby wtedy bardziej prawdziwy. Telewizja na przykład pracuje inaczej. Prawie cały dzień - materiały o 11 Listopada, tzn. pokazujące uliczne awantury. Trudno wymyślić lepszy sposób na popularyzowanie siebie, swoich poglądów.
Niektórzy "ludzie publiczni" niedzielne burdy na ulicach Warszawy, wywołane przez małe grupy zadymiarzy (tak chyba można powiedzieć), potraktowali niemal jak tragedię narodową. A bezpośrednie starcia z policją, jakich byliśmy telewizyjnymi świadkami, nie wyglądały przerażająco, gdy obok maszerowały spokojnie wielotysięczne tłumy z flagami, transparentami, wykrzykujące jakieś swoje sprawy.
Około 180 najbardziej krewkich zatrzymanych na krótko, do przesłuchania, kilku osobom przedstawiono zarzuty. Ośmiu ranionych policjantów. W krajach rządzonych demokratycznie takie manifestacje są normą. To nie znaczy, że mamy się wzorować...
Oczywiście te awantury nie powinny zaistnieć.
Lamentowanie w mediach z takiego powodu, kreowanie wielkiego politycznego problemu potęguje jeszcze wojownicze ambicje.
Stawianie rzeczy w ten sposób, że niektórzy liderzy niepokojów, chcą rozliczać siły porządkowe, w sytuacji, jak każdy mógł zobaczyć, zakrawa na groteskę.
Jest temat ściągania do stolicy tysięcy policjantów (dodatkowe godziny służby, transport, zaprowiantowanie, zużycie sprzętu, pogorszenie atmosfery w rodzinach, osłabienie kontroli w rodzimych środowiskach, ryzyko utraty zdrowia lub życia). Czy członkowie grup organizujących incydenty, nie powinni - przynajmniej częściowo, w kwotach dla nich możliwych, zwrócić trochę strat, względnie ileś godzin odpracować. Mówimy "młodzi", lecz wiadomo, iż często są oni inspirowani przez dojrzałych (czy zawsze intelektualnie też?) polityków, różnych liderów. Kilkunastu żądnych przygód speców od manifestacji muszą decydować, na co wydawać pieniądze z państwowej kasy, czyli naszej wspólnej? Warto byłoby, w policyjnych, sądowych warunkach, realizować z zatrzymanymi krótkie spotkania, pouczające rozmowy, dajmy na to z prawnikami, psychologami.
Sporo winy leży po stronie mediów, szczególnie telewizji. Można by garść pretensji zaadresować do szefów redakcji, do redaktorów odpowiedzialnych. Wiedzą, kogo zapraszają do studia na rozmowy. Ciągle te same osoby na domowym ekranie. Dlaczego nie zaprasza się ludzi interesujących, twórców, znakomitych fachowców spoza wielkich aglomeracji? Nadawany obraz rzeczywistości byłby wtedy bardziej prawdziwy. Telewizja na przykład pracuje inaczej. Prawie cały dzień - materiały o 11 Listopada, tzn. pokazujące uliczne awantury. Trudno wymyślić lepszy sposób na popularyzowanie siebie, swoich poglądów.
sobota, 10 listopada 2012
Wiara w sprawiedliwość
Znamy powszednie powiedzenie: Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Słychać je najczęściej z ust ludzi bardzo biednych, skrzywdzonych. Przykłady łatwo spotkać w materiałach reportażowych telewizyjnych. Przeświadczenie - może celowo eksponowane - zawarte w tym smutnym sformułowaniu nie odzwierciedla chyba prawdy. Cierpienie z powodu niesprawiedliwości w wielu przypadkach trwa długo. Oczywiście taka wiara w moc nadprzyrodzoną pomaga znosić ogromne nieszczęście.
piątek, 9 listopada 2012
Nie przekreślać człowieka
Co rusz trafia się jakaś sensacyjna czy prawie sensacyjna wiadomość, która pomaga mediom w skupianiu uwagi odbiorców.
Oto w Brzezinach koło Kalisza dwie nauczycielki wybrały się z grupą przedszkolaków do lasu. Tam w czasie zabawy zniknęła trójka dzieci. Panie się zorientowały... Rozpoczęły poszukiwania. Bezskutecznie. "Wędrowniczków" spostrzegł przypadkowy kierowca samochodu. "Incydent" się skończył pomyślnie. Wieść jednak poszła w świat. Interwencja nadzoru pedagogicznego. Rodzice dzieci nie atakowali nauczycielek. Wręcz przeciwnie - bronili. Ktoś żądał natychmiastowego zwolnienia nauczycielki z 35-letnim stażem zawodowym, nienagannej pracy. Niektórzy uważają, że nic to. Należy ją zwolnić. Nikt się jednak tam przesadnie nie gorączkuje.
Co ja myślę? Trudno wyrokować przy skąpej i subiektywnej informacji. Ale. Nie jestem żądny cudzego nieszczęścia. Ponosić odpowiedzialność. Tak. Tylko - tu się nic złego akurat nie stało. Nauczycielki nie zlekceważyły swoich obowiązków. Mimo należytej troski - zdarzyło się.
Nie można niszczyć człowieka, który 35 lat nienagannie albo przykładnie pracował. Taki przypadek, kogoś ambitnego, zmobilizuje do jeszcze większej solidności. Rozmowa wyjaśniająca, dyscyplinująca, może pisemne upomnienie, w tej sytuacji, byłoby bardziej społecznie pożyteczne niż rozwiązanie drakońskie, zwolnienie z pracy. Człowiekowi uczciwemu, wrażliwemu trzeba dać szansę. Z reguły jest właściwie wykorzystana.
Oto w Brzezinach koło Kalisza dwie nauczycielki wybrały się z grupą przedszkolaków do lasu. Tam w czasie zabawy zniknęła trójka dzieci. Panie się zorientowały... Rozpoczęły poszukiwania. Bezskutecznie. "Wędrowniczków" spostrzegł przypadkowy kierowca samochodu. "Incydent" się skończył pomyślnie. Wieść jednak poszła w świat. Interwencja nadzoru pedagogicznego. Rodzice dzieci nie atakowali nauczycielek. Wręcz przeciwnie - bronili. Ktoś żądał natychmiastowego zwolnienia nauczycielki z 35-letnim stażem zawodowym, nienagannej pracy. Niektórzy uważają, że nic to. Należy ją zwolnić. Nikt się jednak tam przesadnie nie gorączkuje.
Co ja myślę? Trudno wyrokować przy skąpej i subiektywnej informacji. Ale. Nie jestem żądny cudzego nieszczęścia. Ponosić odpowiedzialność. Tak. Tylko - tu się nic złego akurat nie stało. Nauczycielki nie zlekceważyły swoich obowiązków. Mimo należytej troski - zdarzyło się.
Nie można niszczyć człowieka, który 35 lat nienagannie albo przykładnie pracował. Taki przypadek, kogoś ambitnego, zmobilizuje do jeszcze większej solidności. Rozmowa wyjaśniająca, dyscyplinująca, może pisemne upomnienie, w tej sytuacji, byłoby bardziej społecznie pożyteczne niż rozwiązanie drakońskie, zwolnienie z pracy. Człowiekowi uczciwemu, wrażliwemu trzeba dać szansę. Z reguły jest właściwie wykorzystana.
czwartek, 8 listopada 2012
Okrutna dzieciobójczyni?
Już prawie tak została publicznie osądzona Beata Z. z Hipolitowa, 41-letnia kobieta, która - według relacji w mediach - zabiła pięcioro swoich dzieci. Telewizory znów rozgrzewają się do czerwoności.
Usilne próby znalezienia współwinnych. Nieszczęśliwa kobieta była pod opieką ośrodka pomocy społecznej; więc pracownik socjalny może powinna zauważyć ciążę, zainteresować się, opiekę nad rodziną sprawował kurator społeczny, pewnie powinien wiedzieć..., nie spostrzegli sąsiedzi, znajomi... Mieli zaglądać pod spódnicę...?
Tragedia - nie do odwrócenia.
Premier Donald. Tusk z ekranu - o planach konkretnej pomocy rodzinom. Wreszcie. Oby jak najprędzej. Tam, gdzie dzieci, szczególnie w biedzie, żeby systemowo, bez kłopotu, były zapewnione godne warunki życia.
By żadna matka nie myślała o ratowaniu się zbrodnią.
Usilne próby znalezienia współwinnych. Nieszczęśliwa kobieta była pod opieką ośrodka pomocy społecznej; więc pracownik socjalny może powinna zauważyć ciążę, zainteresować się, opiekę nad rodziną sprawował kurator społeczny, pewnie powinien wiedzieć..., nie spostrzegli sąsiedzi, znajomi... Mieli zaglądać pod spódnicę...?
Tragedia - nie do odwrócenia.
Premier Donald. Tusk z ekranu - o planach konkretnej pomocy rodzinom. Wreszcie. Oby jak najprędzej. Tam, gdzie dzieci, szczególnie w biedzie, żeby systemowo, bez kłopotu, były zapewnione godne warunki życia.
By żadna matka nie myślała o ratowaniu się zbrodnią.
wtorek, 6 listopada 2012
Dyskryminacja w dostępie do opieki medycznej
Dyskryminacja i to jaskrawa. Standardowa, taka sama opieka - w sensie teoretycznym - należy się każdemu obywatelowi. NFZ porady, zabiegi finansuje pacjentom bez względu na ich zamożność i miejsce zamieszkania. Praktycznie - sprawa jest skomplikowana.
Osoba cierpiąca na tę samą dolegliwość - mimo równości prawno-finansowej - mieszkająca na prowincji, wedle skromnych, swobodnych szacunków, ponosi koszty świadczeń medycznych kilkakrotnie wyższe, nawet dziesięć razy wyższe niż osoba egzystująca na co dzień w dużym mieście.
W razie choroby "prowincjusz", z receptami w kieszeni, skierowaniami musi się liczyć z następującymi wydatkami. Za wizytę w prywatnym gabinecie lekarskim, zrealizowanie recepty w aptece, koszty komunikacyjne (czas, odległości - ceny biletów), rehabilitację, utrzymanie diety (wydatki na odpowiednie produkty spożywcze), higieny osobistej, ciepła (zimą), odpowiednia do pory roku odzież, buty, odwiedziny (tu różne wydatki), rozmaitego typu, różne szczególne kontakty z przyjaciółmi, z otoczeniem.
Sytuacja pacjentów z terenu, z głębokiego terenu nieraz powoduje, iż chory nie może wykorzystać w całości nawet gwarantowanej mu, podstawowej pomocy medycznej. Czy zauważona tu nierówność, jakże oczywista, musi być utrzymywana?
Osoba cierpiąca na tę samą dolegliwość - mimo równości prawno-finansowej - mieszkająca na prowincji, wedle skromnych, swobodnych szacunków, ponosi koszty świadczeń medycznych kilkakrotnie wyższe, nawet dziesięć razy wyższe niż osoba egzystująca na co dzień w dużym mieście.
W razie choroby "prowincjusz", z receptami w kieszeni, skierowaniami musi się liczyć z następującymi wydatkami. Za wizytę w prywatnym gabinecie lekarskim, zrealizowanie recepty w aptece, koszty komunikacyjne (czas, odległości - ceny biletów), rehabilitację, utrzymanie diety (wydatki na odpowiednie produkty spożywcze), higieny osobistej, ciepła (zimą), odpowiednia do pory roku odzież, buty, odwiedziny (tu różne wydatki), rozmaitego typu, różne szczególne kontakty z przyjaciółmi, z otoczeniem.
Sytuacja pacjentów z terenu, z głębokiego terenu nieraz powoduje, iż chory nie może wykorzystać w całości nawet gwarantowanej mu, podstawowej pomocy medycznej. Czy zauważona tu nierówność, jakże oczywista, musi być utrzymywana?
niedziela, 4 listopada 2012
Nieobecni na pogrzebie prezydenta Kaczorowskiego
Prawie jak jeden mąż czołowi politycy nie pojawili się na powtórnym pogrzebie prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Zabrakło m.in.: prezydenta B. Komorowskiego, premiera D. Tuska, marszałkini Sejmu E. Kopacz, marszałka Senatu B. Borusewicza, nie było także ministra R. Sikorskiego, nie zaszczycili uroczystości swoją obecnością byli prezydenci - L. Wałęsa i A. Kwaśniewski. Władze RP reprezentował prof. W. Bartoszewski. Dziennikarze telewizyjni najważniejszych "państwowych" nieobecnych "wzywali do raportu". Za każdym jednak stało jakieś sensowne usprawiedliwienie.
Taki fakt polityczny budzi pewne zdziwienie. Ale trudno "winnych" potępiać w czambuł. Chyba żadne wyjście tu nie byłoby idealne. "Kompletne" czy niemal kompletne uczestniczenie we wspomnianym nośnym wydarzeniu publicznym mogłoby przez niektórych być odebrane - że członkowie najwyższych władz nie mają innych istotnych obowiązków państwowych.
Przecież pierwszy, ten główny pogrzeb prezydenta R. Kaczorowskiego, zorganizowano z należnymi honorami. Dokładne powtarzanie ceremoniału mogłoby wywołać dwuznaczne komentarze, pod adresem prezydenta R. Kaczorowskiego oraz innych osób z najwyższego pułapu politycznego. Idzie tutaj przecież raczej o trumnę ze szczątkami Prezydenta. Ważną, ale...
Nie ma gwarancji, że "powtórka" uroczystości nie byłaby rozwiązaniem gorszym, narażającym na szwank dobre imię prezydenta R. Kaczorowskiego. Może czasem uzasadnione, lecz zbyt ostre pretensje z powodu omawianego tu, doprawdy niefortunnego (biorąc je w całości) zdarzenia, mogłyby przynieść - ostatecznie - więcej szkody niż pożytku.
Taki fakt polityczny budzi pewne zdziwienie. Ale trudno "winnych" potępiać w czambuł. Chyba żadne wyjście tu nie byłoby idealne. "Kompletne" czy niemal kompletne uczestniczenie we wspomnianym nośnym wydarzeniu publicznym mogłoby przez niektórych być odebrane - że członkowie najwyższych władz nie mają innych istotnych obowiązków państwowych.
Przecież pierwszy, ten główny pogrzeb prezydenta R. Kaczorowskiego, zorganizowano z należnymi honorami. Dokładne powtarzanie ceremoniału mogłoby wywołać dwuznaczne komentarze, pod adresem prezydenta R. Kaczorowskiego oraz innych osób z najwyższego pułapu politycznego. Idzie tutaj przecież raczej o trumnę ze szczątkami Prezydenta. Ważną, ale...
Nie ma gwarancji, że "powtórka" uroczystości nie byłaby rozwiązaniem gorszym, narażającym na szwank dobre imię prezydenta R. Kaczorowskiego. Może czasem uzasadnione, lecz zbyt ostre pretensje z powodu omawianego tu, doprawdy niefortunnego (biorąc je w całości) zdarzenia, mogłyby przynieść - ostatecznie - więcej szkody niż pożytku.
piątek, 2 listopada 2012
Banki prospołeczne
Dwa momenty sprowokowały mnie do poczynienia niniejszego zapisu.
W tygodniku "Przegląd" z 28 października przeczytałem bardzo interesujący artykuł Alfreda Domagalskiego "Banki realnego pieniądza", materiał przygotowany z okazji Międzynarodowego Roku Spółdzielczości (2012.) proklamowanego przez Organizację Narodów Zjednoczonych i 150-lecia najstarszej spółdzielni, czyli Banku Spółdzielczego w Brodnicy. Autor, prezes Zarządu Krajowej Rady Spółdzielczej, pisze o źródłach dzisiejszego kryzysu finansowego, o zachłanności wielkich korporacji, o przedkładaniu ogromnych interesów osobistych nad dobro ogólnospołeczne.
Wróciłem do aktualnej ciągle książki - i trafionej w czasie, jak widać - Włodzimierza Rogowskiego "Z historii Banku Spółdzielczego w Rzepinie i jego oddziałów (1947 - 2009)". Rzecz do publikacji została przygotowana w Oficynie Wydawniczej Uniwersytetu Zielonogórskiego (w roku 2010.). Autor posługując się dokumentacją terenowych "społecznych" placówek bankowych z Gubina, Cybinki i Rzepina prześledził proces rozwoju tych niewielkich instytucji finansowych aż do ich połączenia się w silniejszy organizm bankowy, zachowując przy tym reguły przyzwoitości w zmaganiach z przeciwnościami natury psychologicznej i prawnej. Omawiany tu przypadek determinacji w walce o utrzymanie godności partnerów transakcji finansowych, nabiera znaczenia specjalnego, gdy się rozważy, iż wzmiankowane banki pracują w gminach położonych blisko granicy państwowej z Niemcami, we wsiach, niewielkich miastach zamieszkałych najczęściej przez ludność przybyłą na Ziemie Zachodnie - ze wschodu, w ramach powojennej wędrówki ludów.
Książka "Z historii Banku Spółdzielczego w Rzepinie i jego oddziałów (1947 - 2009) jest nie tylko o pieniądzach, o sprawach gospodarczych, ale także - może nawet przede wszystkim - o społecznikach, ludziach, którym się chciało (i chce) pracować dla lokalnego środowiska. Jednym z nich jest własnie autor - Włodzimierz Rogowski, z zawodu nauczyciel (był dyrektorem Liceum Ogólnokształcącego w Gubinie), absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, aktywny na różnych polach społecznego zapotrzebowania. Był m.in. burmistrzem Gubina, wiceprezesem Gubińskiego Towarzystwa Kultury (laureat Lubuskiej Nagrody Kulturalnej), przez lata związany ze spółdzielczością bankową. Obecnie radny Powiatu Krośnieńskiego (członek Zarządu), przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego w Rzepinie.
W powyższym tekście zatrzymałem - aczkolwiek tylko migawkowo - dwa spojrzenia, globalne i regionalne, na bankową spółdzielczość - osób wyjątkowo doświadczonych organizacyjnie.
W tygodniku "Przegląd" z 28 października przeczytałem bardzo interesujący artykuł Alfreda Domagalskiego "Banki realnego pieniądza", materiał przygotowany z okazji Międzynarodowego Roku Spółdzielczości (2012.) proklamowanego przez Organizację Narodów Zjednoczonych i 150-lecia najstarszej spółdzielni, czyli Banku Spółdzielczego w Brodnicy. Autor, prezes Zarządu Krajowej Rady Spółdzielczej, pisze o źródłach dzisiejszego kryzysu finansowego, o zachłanności wielkich korporacji, o przedkładaniu ogromnych interesów osobistych nad dobro ogólnospołeczne.
Wróciłem do aktualnej ciągle książki - i trafionej w czasie, jak widać - Włodzimierza Rogowskiego "Z historii Banku Spółdzielczego w Rzepinie i jego oddziałów (1947 - 2009)". Rzecz do publikacji została przygotowana w Oficynie Wydawniczej Uniwersytetu Zielonogórskiego (w roku 2010.). Autor posługując się dokumentacją terenowych "społecznych" placówek bankowych z Gubina, Cybinki i Rzepina prześledził proces rozwoju tych niewielkich instytucji finansowych aż do ich połączenia się w silniejszy organizm bankowy, zachowując przy tym reguły przyzwoitości w zmaganiach z przeciwnościami natury psychologicznej i prawnej. Omawiany tu przypadek determinacji w walce o utrzymanie godności partnerów transakcji finansowych, nabiera znaczenia specjalnego, gdy się rozważy, iż wzmiankowane banki pracują w gminach położonych blisko granicy państwowej z Niemcami, we wsiach, niewielkich miastach zamieszkałych najczęściej przez ludność przybyłą na Ziemie Zachodnie - ze wschodu, w ramach powojennej wędrówki ludów.
Książka "Z historii Banku Spółdzielczego w Rzepinie i jego oddziałów (1947 - 2009) jest nie tylko o pieniądzach, o sprawach gospodarczych, ale także - może nawet przede wszystkim - o społecznikach, ludziach, którym się chciało (i chce) pracować dla lokalnego środowiska. Jednym z nich jest własnie autor - Włodzimierz Rogowski, z zawodu nauczyciel (był dyrektorem Liceum Ogólnokształcącego w Gubinie), absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, aktywny na różnych polach społecznego zapotrzebowania. Był m.in. burmistrzem Gubina, wiceprezesem Gubińskiego Towarzystwa Kultury (laureat Lubuskiej Nagrody Kulturalnej), przez lata związany ze spółdzielczością bankową. Obecnie radny Powiatu Krośnieńskiego (członek Zarządu), przewodniczący Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego w Rzepinie.
W powyższym tekście zatrzymałem - aczkolwiek tylko migawkowo - dwa spojrzenia, globalne i regionalne, na bankową spółdzielczość - osób wyjątkowo doświadczonych organizacyjnie.
środa, 31 października 2012
Spychologia
A może coś więcej? Tu i ówdzie, w kontekście bezrobocia, przebija się sprawa kształcenia uniwersyteckiego. Młodzi ludzie po studiach zbyt często nie mogą znaleźć zatrudnienia. Niektórzy medialni specjaliści, w poczuciu wyższości, powiadają, iż trzeba było wybrać bardziej dochodowy kierunek studiów - techniczny.Na razie pewien kłopot sprawiają nam społeczne podziały lub sprzeczności według różnic partyjnych, politycznych, światopoglądowych, rządzących i opozycji, bogatych i nędzarzy, prawdy i domniemań związanych z katastrofą smoleńską. Nie wydaje się sensowne, ewentualne rozniecanie konfliktów wśród inteligencji. Społeczeństwu potrzebni są i inżynierowie, i humaniści. Jeśli idzie o preferowanie kierunków studiów, przydałoby się nam wszystkim nieco więcej wyobraźni. Powodów do tragedii raczej nie ma.
wtorek, 30 października 2012
Kultura rozmowy
Miód na sercu. W programie telewizyjnym Tomasz Lis na żywo brały udział trzy osoby: minister sportu Joanna Mucha ( temat: zmiany w środowisku piłki nożnej) i dwaj księża (temat: zmaganie się z alkoholizmem). Wypowiedzi - krótkie. Widoczna gotowość do ustąpienia głosu interlokutorowi. Bez "wciskania się" między słowa rozmówcy. Gdyby tak wszyscy..., zawsze... Tak niewiele trzeba...
Podsłuch w żłobku
Jakby coraz mniej zaufania mamy do siebie. Szczególnie tam, gdzie idzie o opiekę nad słabszymi czy chorymi, a tym więcej obaw co do placówek świadczących opiekowanie się małymi dziećmi. Kolejny raz w mediach informacja o nieuczciwym zajmowaniu się najcenniejszymi naszymi "skarbami", i to już w żłobku. Rodzice zainstalowali podsłuch. Materiał na taśmie. Wulgarne podejście do maleństw. Obawy, niestety, się potwierdziły. Technika czasem pewniejsza niż człowiek.
W ilu żłobkach, przedszkolach, szpitalach dzieją się rzeczy mało budujące? Jak duży to jest margines? Potrzebne tu - nienachalne, systemowe, społeczne monitorowanie? Dobrze pracującym placówkom kontrole dają tylko satysfakcje. Perspektywa "ukrytego" nagrywania robi swoje, ale moralnie...
W ilu żłobkach, przedszkolach, szpitalach dzieją się rzeczy mało budujące? Jak duży to jest margines? Potrzebne tu - nienachalne, systemowe, społeczne monitorowanie? Dobrze pracującym placówkom kontrole dają tylko satysfakcje. Perspektywa "ukrytego" nagrywania robi swoje, ale moralnie...
sobota, 27 października 2012
Rozpamiętywanie i normalność
Nie milkną echa katastrofy smoleńskiej. Doszło do błędów przy ekshumacji ciał. Warunki tragicznego zdarzenia były zgoła nadzwyczajne. Nawet przy maksymalnie dobrej woli i staranności mogło dojść do pomyłki. Wątpliwości wyjaśnić trzeba, jeśli takie życzenie ma rodzina. Konieczny jest też umiar w tym dociekaniu... Żeby nie wzniecać konfliktów, nie podrywać autorytetu państwa, nawet gdy się go nie uwielbia. Można sobie wyobrazić, że następne ekshumacje... Dobrze byłoby więc pretensje stonować; ze względu, przede wszystkim, na szacunek dla Tych, co zginęli. Może spojrzenie z zewnątrz na problem jest bardziej obiektywne, bo nieobciążone emocjami.
Blisko bezduszności
Matka samotnie wychowująca dwoje dzieci. Zalega z płatnością - Urzędowi Skarbowemu - 2.300 zł. Nie dała rady uzbierać, pożyczyć takiej sumy, żeby należność uregulować. W tej sytuacji grzywnę zamieniono jej na 25 dni pozbawienia wolności. Rzecz działa się w Opolu. O 22.oo policjanci przyszli wykonać wyrok sądowy. W dramatycznej scenerii, na noc, matka trafiła do aresztu, dzieci - do rodziny zastępczej. Pora i warunki zabierania maleństw budzą powszechna dezaprobatę.
Problemem zainteresowały się media. Premier Donald Tuska publicznie obiecał wyjaśnienie sprawy w ciągu najbliższych godzin. Podejście do problemu w podobnym stylu zadeklarował minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Przyczyny tego incydentu są złożone. W medialnych komentarzach, dyskusjach zauważono, że nikogo zdecydowanie nie można potępić. Brakło chyba zdrowego rozsądku, tak potrzebnego w stanie wyższej konieczności (tu - ewidentna krzywda dzieci).
Spostrzeżenie natury ogólniejszej: Położenie bytowe rodzin biednych stwarza zagrożenie dla przyszłości kilku-, kilkunastolatków wywodzących się z takich domów. Potrzebna jest tutaj pilna interwencja państwa - materialna i prawna.
Problemem zainteresowały się media. Premier Donald Tuska publicznie obiecał wyjaśnienie sprawy w ciągu najbliższych godzin. Podejście do problemu w podobnym stylu zadeklarował minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Przyczyny tego incydentu są złożone. W medialnych komentarzach, dyskusjach zauważono, że nikogo zdecydowanie nie można potępić. Brakło chyba zdrowego rozsądku, tak potrzebnego w stanie wyższej konieczności (tu - ewidentna krzywda dzieci).
Spostrzeżenie natury ogólniejszej: Położenie bytowe rodzin biednych stwarza zagrożenie dla przyszłości kilku-, kilkunastolatków wywodzących się z takich domów. Potrzebna jest tutaj pilna interwencja państwa - materialna i prawna.
środa, 24 października 2012
Wykluczeni podwójnie
Idzie o osoby niepełnosprawne. Część kondycji pozbawiła ich biologia. To, co im ze zdrowia zostało, wysupłuje z nich cywilizacja. Krzywdzeni są szczególnie niepełnosprawni mieszkający w Polsce gminnej, powiatowej, gdzie do najbliższego miasta jest kilkanaście kilometrów, gdzie trzeba dotrzeć, żeby wywalczyć jakiekolwiek wsparcie. Jeden pociąg mniej, jeden kurs autobusowy, to dla tych osób, o których tu mówimy, jedna tragedia więcej. Z powodu trudności w poruszaniu się, wskutek braku bardzo niezbędnych pieniędzy, te osoby są wkluczone. Przed nimi kulturowa ściana. Musza się z tym godzić. Ich sytuacja, dla wielu z nas, jest niewyobrażalna. Fakt, iż niektórzy z wyżej wymienionych żyją, jest chyba bardziej cudem niż rzeczywistością. Jak oni to robią, że znajdują w sobie tyle odwagi i cierpliwości?
Pieniądze jednoczą
Zazwyczaj słyszymy o sytuacjach, kiedy pieniądze skłócają ludzi. Krąży nawet takie powiedzenie: "Gdy nie wiadomo, o co chodzi (w sporze), to na pewno o pieniądze". A tu miłe zaskoczenie. Na polu politycznym. Gdy w Brukseli odbywał się szczyt szefów państw i rządów Unii Europejskiej o nadzorze bankowym i ewentualnym budżecie dla krajów strefy euro, nasi posłowie wszelkiego autoramentu, jednym głosem domagali się od premiera Donalda Tuska zdecydowanego stanowiska, aby w latach 2014-2020 do Polski trafiło możliwie jak najwięcej funduszy.
wtorek, 23 października 2012
Strach należeć do elity
Dotyka nas ostatnio trochę zdziwień. Obserwujemy pewną nieufność wobec sędziów. Osoby mające bliższy kontakt z wymiarem sprawiedliwości swoje rozterki kwitują słowami: wyroku sądu się nie kwestionuje. To - publicznie. W gremiach towarzyskich wypowiadane są oceny przyprawione dużym subiektywizmem, nieco ostrzejsze. Idzie najczęściej o zbyt niskie wyroki, mało przekonujące decyzje o wypuszczaniu z aresztów osób, by mogły odpowiadać z wolnej stopy. Dostaje się też niektórym prokuratorom.
Sporo krytycznych uwag kieruje się pod adresem lekarzy. Trwają procesy o odszkodowania z powodu błędów lub zaniedbań. Nie raz zdarzało się, że w bardzo bliskim sąsiedztwie przychodni albo szpitala, mimo interwencji przechodniów, personel w białych fartuchach nie widział konieczności udzielania pomocy.
Ciężko to ludziom zrozumieć.
Biskup po spożyciu alkoholu kierując samochodem uderzył w słup latarni. Szczęście. Nikt z ludzi nie ucierpiał. Niektórzy w tym zdarzeniu chcieliby widzieć kompromitację Kościoła. Ale na sprawę trzeba spojrzeć i inaczej.Duchowny się przyznał. Przeprosił publicznie. Doświadczył błędu. Jest człowiekiem. Kto z nas by chciał, wskutek jednego niefortunnego zdarzenia, przekreślać swoje życie? Dla myślących głębiej to nie jest przykład budujący, lecz i niegorszący. A uczy pokory i skromności. Oczywiście formułuję te refleksje w ogromnym uproszczeniu.
Sporo krytycznych uwag kieruje się pod adresem lekarzy. Trwają procesy o odszkodowania z powodu błędów lub zaniedbań. Nie raz zdarzało się, że w bardzo bliskim sąsiedztwie przychodni albo szpitala, mimo interwencji przechodniów, personel w białych fartuchach nie widział konieczności udzielania pomocy.
Ciężko to ludziom zrozumieć.
Biskup po spożyciu alkoholu kierując samochodem uderzył w słup latarni. Szczęście. Nikt z ludzi nie ucierpiał. Niektórzy w tym zdarzeniu chcieliby widzieć kompromitację Kościoła. Ale na sprawę trzeba spojrzeć i inaczej.Duchowny się przyznał. Przeprosił publicznie. Doświadczył błędu. Jest człowiekiem. Kto z nas by chciał, wskutek jednego niefortunnego zdarzenia, przekreślać swoje życie? Dla myślących głębiej to nie jest przykład budujący, lecz i niegorszący. A uczy pokory i skromności. Oczywiście formułuję te refleksje w ogromnym uproszczeniu.
poniedziałek, 22 października 2012
"Merkuriusz Regionalny"
Jest 22 numer kwartalnika "Merkuriusz Regionalny", jak zwykle wypełniony ciekawymi materiałami. Dba o to znany z oryginalnych inicjatyw regionalista, prywatny wydawca i redaktor naczelny Wojciech Jachimowicz.
Oto wybrane próbki dziennikarskiego menu. Artykuł odredakcyjny "Debata w Kielcach o regionalizmie polskim". Organizator - Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne, w ramach Kieleckiego Festiwalu Nauki. XI Sejmik Regionalistów Świętokrzyskich; w trakcie - ogólnopolska debata ph. "Ruch regionalny - ocena jego kondycji, uwarunkowań działania oraz perspektywy na najbliższe lata". Zastanawiano się nad zadaniami Rady Krajowej Ruchu Stowarzyszeń Regionalnych. Wojciech Jachimowicz miał wystąpienie o tożsamości zachodnich kresów Polski. Na wspomnianych szpaltach znajdujemy refleksje z VII "Posiady w cieniu Bartka", która odbyła się w Ośrodku Regionalizmu Świętokrzyskiego w Zagnańsku (uczestniczyło ponad 50 osób, regionalistów, twórców, m.in. z Warszawy, Krakowa, Sieradza,). Debatę prowadził pełen energii intelektualnej, gospodarz ośrodka, prezes Świętokrzyskiego Towarzystwa Regionalnego dr Maciej A. Zarębski. Zastanawiano się m.in. nad kwestią tożsamości Śląska.
Na specjalną uwagę w tym numerze "Merkuriusza" zasługuje z werwą napisany artykuł W. Jachimowicza "Demokracja totalitarna".Oto przykładowe śródtytuły z tego tekstu: Co się władzy samorządowej śni? Stanowiska dla swoich. Władza nad poglądami.
W "Merkuriuszu" Czytelnik znajdzie dość regularne korespondencje z różnych miast Polski, także wizytówki z metropolii zagranicznych, zwykle pióra Alicji Jachimowicz; w bieżącym numerze - korespondencja "Birmingham - miasto niecharakterystyczne". Twórczością plastyczną, fotografią zajmuje się z reguły Andrzej Kruszewski, artysta fotografik z Nowej Soli.
Na zakończenie - ostatni akapit z artykułu Marii Wasik "Kresowych wspomnień czar Bolesława Szpryngiela": Bolesław Szpryngiel spisuje "przeszłość" od 2005 roku, obecnie ma 85 lat, wypadałoby mu życzyć wydania tekstów w publikacji książkowej. Mało tego, należałoby pomóc w tym przedsięwzięciu.
Oto wybrane próbki dziennikarskiego menu. Artykuł odredakcyjny "Debata w Kielcach o regionalizmie polskim". Organizator - Świętokrzyskie Towarzystwo Regionalne, w ramach Kieleckiego Festiwalu Nauki. XI Sejmik Regionalistów Świętokrzyskich; w trakcie - ogólnopolska debata ph. "Ruch regionalny - ocena jego kondycji, uwarunkowań działania oraz perspektywy na najbliższe lata". Zastanawiano się nad zadaniami Rady Krajowej Ruchu Stowarzyszeń Regionalnych. Wojciech Jachimowicz miał wystąpienie o tożsamości zachodnich kresów Polski. Na wspomnianych szpaltach znajdujemy refleksje z VII "Posiady w cieniu Bartka", która odbyła się w Ośrodku Regionalizmu Świętokrzyskiego w Zagnańsku (uczestniczyło ponad 50 osób, regionalistów, twórców, m.in. z Warszawy, Krakowa, Sieradza,). Debatę prowadził pełen energii intelektualnej, gospodarz ośrodka, prezes Świętokrzyskiego Towarzystwa Regionalnego dr Maciej A. Zarębski. Zastanawiano się m.in. nad kwestią tożsamości Śląska.
Na specjalną uwagę w tym numerze "Merkuriusza" zasługuje z werwą napisany artykuł W. Jachimowicza "Demokracja totalitarna".Oto przykładowe śródtytuły z tego tekstu: Co się władzy samorządowej śni? Stanowiska dla swoich. Władza nad poglądami.
W "Merkuriuszu" Czytelnik znajdzie dość regularne korespondencje z różnych miast Polski, także wizytówki z metropolii zagranicznych, zwykle pióra Alicji Jachimowicz; w bieżącym numerze - korespondencja "Birmingham - miasto niecharakterystyczne". Twórczością plastyczną, fotografią zajmuje się z reguły Andrzej Kruszewski, artysta fotografik z Nowej Soli.
Na zakończenie - ostatni akapit z artykułu Marii Wasik "Kresowych wspomnień czar Bolesława Szpryngiela": Bolesław Szpryngiel spisuje "przeszłość" od 2005 roku, obecnie ma 85 lat, wypadałoby mu życzyć wydania tekstów w publikacji książkowej. Mało tego, należałoby pomóc w tym przedsięwzięciu.
sobota, 20 października 2012
Sponsorowanie
Bardzo zamożny człowiek wspiera czasem finansowo wyjątkowo szacowne dzieło społeczne. Bywa, że wielkimi sumami. Niektórzy się dziwią, że aż tyle pieniędzy... Ale - myślą - stać ich na to. Warto wziąć pod uwagę, że darczyńcy oferują wsparcie nie zawsze z własnych, osobistych środków. Obdarowani mają obowiązek dociekać...? W przypadku Amber Gold: producent filmu o Lechu Wałęsie, tak samo zakon dominikanów otrzymane sumy zwrócili na konto pechowego mecenasa. Tylko - to trafiło na ludzi szlachetnie uduchowionych.
Z naszkicowanej tu, kłopotliwej sytuacji, płyną określone wnioski dla zabiegających o wsparcie finansowe i dla sponsorów.
Z naszkicowanej tu, kłopotliwej sytuacji, płyną określone wnioski dla zabiegających o wsparcie finansowe i dla sponsorów.
Kondycja Premiera
Premier Donald Tusk, jak cały jego rząd, jest teraz bardziej przedsiębiorczy. Zapytany przez dziennikarza, czy to skutek korzystnych dla PiS notowań sondażowych, odpowiedział, iż jest tu związek. Indagowany, czy w tej sytuacji myśli o dymisji, zdecydowanie zaprzeczył. Oświadczył, że nie ma takiego zamiaru, czuje się dostatecznie silny. Jeśli ktoś uważa, iż jest lepszy, to on go zaprasza na bieg dziesięcio- , może piętnastokilometrowy. Ciekawe, czy kandydat wytrzyma? - zaakcentował wątpliwość szef rządu.
Dobrze, że premier nie pęka. Pozytywnie trzeba odnotować, że mówi wprost o swoich ambicjach. Bardzo rzadko można spotkać ludzi, którzy potrafią też coś szczerze powiedzieć, bez fałszywego krygowania się. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby premier, ewentualnemu konkurentowi, zaproponował rywalizację intelektualną.
Dobrze, że premier nie pęka. Pozytywnie trzeba odnotować, że mówi wprost o swoich ambicjach. Bardzo rzadko można spotkać ludzi, którzy potrafią też coś szczerze powiedzieć, bez fałszywego krygowania się. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby premier, ewentualnemu konkurentowi, zaproponował rywalizację intelektualną.
piątek, 19 października 2012
Apolityczność
W życiu publicznym, szczególnie tam, gdzie krzyżują się duże interesy, jakieś idee, do głosu dochodzi odżegnywanie się od polityki. Jest to ulubiony motyw osób ubiegających się o wysokie stanowiska. Trochę w myśl zasady, że jak poprzednicy, wyznaczani przez ich partie, nie uciekli od pewnych problemów, to teraz prawdopodobnie wszystkie wpływowe środowiska udzielą poparcia kandydatowi, którego się wyraźnie nie kojarzy z żadną partią, tym bardziej, jeśli sam kandydat też deklaruje swoją neutralność.
Ogólnie społeczeństwo ma jeszcze sporo szacunku, kredytu zaufania do liderów, "różnej maści", którzy głośno mówią, iż nie chcą mieć nic wspólnego z polityką. Takie przekonanie kandydata, na posła, premiera, szefa wielkiego przedsiębiorstwa może czasem jest i szczere, ale - obiektywnie biorąc - prawie każdy ze światlejszych obywateli nie ma co do tego wątpliwości, że dla wywalczenia intratnej synekury konieczne jest organizacyjne poparcie doświadczonego aparatu określonej partii.
Stąd zapewnienia kandydata do wysokiego urzędu, że sytuuje się ponad bieżąca krzątaniną polityczną, czy zupełnie obok niej, trzeba traktować serio tylko do pewnego progu. Jakże przeprowadzić ustawę, uchwałę bez przekonania silnych liczebnie, najbardziej wpływowych gremiów politycznych?
Poza tym - ktoś wynajduje kandydata, przekonuje go do zaryzykowania, określa gwarancje powodzenia. No, a potem..., jeśli..., w pojedynkę sukcesów się nie osiągnie. I - samo życie...
Ogólnie społeczeństwo ma jeszcze sporo szacunku, kredytu zaufania do liderów, "różnej maści", którzy głośno mówią, iż nie chcą mieć nic wspólnego z polityką. Takie przekonanie kandydata, na posła, premiera, szefa wielkiego przedsiębiorstwa może czasem jest i szczere, ale - obiektywnie biorąc - prawie każdy ze światlejszych obywateli nie ma co do tego wątpliwości, że dla wywalczenia intratnej synekury konieczne jest organizacyjne poparcie doświadczonego aparatu określonej partii.
Stąd zapewnienia kandydata do wysokiego urzędu, że sytuuje się ponad bieżąca krzątaniną polityczną, czy zupełnie obok niej, trzeba traktować serio tylko do pewnego progu. Jakże przeprowadzić ustawę, uchwałę bez przekonania silnych liczebnie, najbardziej wpływowych gremiów politycznych?
Poza tym - ktoś wynajduje kandydata, przekonuje go do zaryzykowania, określa gwarancje powodzenia. No, a potem..., jeśli..., w pojedynkę sukcesów się nie osiągnie. I - samo życie...
Przeprowadzka Marcina P.
Marcina P, tego od sprawy Almer Gold, z odpowiednią pompą (asystą kilku policyjnych samochodów) przewieziono z Gdańska do aresztu w Piotrkowie Trybunalskim. To miejsce bardziej bezpieczne i bardziej komfortowe (jak na warunki więzienne oczywiście). Obiekt tego typu najbardziej w Polsce nowoczesny. Cela jednoosobowa, starannie monitorowana.
Marcinowi P. należy się przyzwoite lokum. Jest to osadzony z poziomu nie byle jakiego. Zainteresowanie społeczne jego losem - zrozumiałe.
Marcinowi P. należy się przyzwoite lokum. Jest to osadzony z poziomu nie byle jakiego. Zainteresowanie społeczne jego losem - zrozumiałe.
Strajk górników
W Zagłębiu Jastrzębskim , w pięciu kopalniach , udział bierze w całodobowym strajku 23 tysiące górników. Idzie przede wszystkim o podwyżkę wynagrodzeń. W telewizji można było usłyszeć, że członkowie kierownictwa spółki inkasują po około 80 tysięcy złotych. Górnik na ścianie zarabia tyle przez cały rok.
Węgiel przynosi nam więcej pożytków, czy więcej kłopotów? Eksport, import... I - zima nadchodzi. Odpowiedni sezon na pertraktacje...
Węgiel przynosi nam więcej pożytków, czy więcej kłopotów? Eksport, import... I - zima nadchodzi. Odpowiedni sezon na pertraktacje...
czwartek, 18 października 2012
Tylko uczyć?
Dyrektor Gimnazjum nr 12 w Krakowie ma kłopoty. Ktoś doniósł władzy oświatowej o błędach popełnianych w wyżej wymienionej placówce. Przedstawicielka tamtejszego Kuratorium, w wypowiedzi dla telewizji stwierdziła, że młodzież dyżurująca w szkole, podczas przerw (uczniowie, przy stoliku, u wejścia do szkoły, pilnują niezbędnego porządku, bezpieczeństwa, osobom z zewnątrz udzielają informacji, czy są dla kogoś przewodnikami po obiekcie, notują, kto z obcych wchodzi itp.).
Pani z kuratorium stwierdziła, że takie praktyki są niedopuszczalne. Młodzież w szkole ma się uczyć. A tu opuszczanie kilku lekcji. W "rozliczeniu" wychodzi, iż uczeń w ciągu roku "traci" tym sposobem raptem jeden dzień. A że to droga m.in.do wyrabiania poczucia odpowiedzialności, przyzwyczajanie do reagowania na incydenty stwarzające jakieś zagrożenie dla środowiska, teraz szkolnego, a później w miejscu zamieszkania, w społeczności lokalnej, jest jakby nieistotne, a nawet szkodliwe.
Doszło chyba do nieporozumienia, może wskutek niepełnego rozpoznania sprawy. Rzeczone gimnazjum - i jemu podobne - należy pochwalić.
Młodzi w szkole, owszem, mają się uczyć, ale przede wszystkim poddawani są procesowi wychowania, na co składa się w wielkiej mierze dydaktyka, nauczanie w ramach różnych przedmiotów i działania pozalekcyjne.
Pani z kuratorium stwierdziła, że takie praktyki są niedopuszczalne. Młodzież w szkole ma się uczyć. A tu opuszczanie kilku lekcji. W "rozliczeniu" wychodzi, iż uczeń w ciągu roku "traci" tym sposobem raptem jeden dzień. A że to droga m.in.do wyrabiania poczucia odpowiedzialności, przyzwyczajanie do reagowania na incydenty stwarzające jakieś zagrożenie dla środowiska, teraz szkolnego, a później w miejscu zamieszkania, w społeczności lokalnej, jest jakby nieistotne, a nawet szkodliwe.
Doszło chyba do nieporozumienia, może wskutek niepełnego rozpoznania sprawy. Rzeczone gimnazjum - i jemu podobne - należy pochwalić.
Młodzi w szkole, owszem, mają się uczyć, ale przede wszystkim poddawani są procesowi wychowania, na co składa się w wielkiej mierze dydaktyka, nauczanie w ramach różnych przedmiotów i działania pozalekcyjne.
środa, 17 października 2012
W internecie zdjęcia z katastrofy
W telewizji konsternacja. Błyskawicznie rozchodzi się informacja, że w internecie dostępne są drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej; rozpoznać można m.in. ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wiadomo, iż wyemitowanie tego dokumentu jest dziełem blogera z Rosji. Minister Radosław Sikorski podjął niezbędne działania wyjaśniające, dlaczego doszło do tak przykrego medialnego incydentu. Strona rosyjska wydała komunikat, że zdjęcia nie pochodzą z państwowych materiałów śledczych.
W Polsce niektórzy sugerują motywy polityczne. Że może idzie o skłócenie środowisk partyjnych. Zbiegu okoliczności można się dopatrzyć. Ostre polemiki w naszym Sejmie. Inicjowanie i instrumentalne traktowanie oficjalnych debat. Znaczne zacietrzewienie w gremiach kierowniczych partyjnych. Premier w opałach.
Uwzględniając różne czynniki sprawcze wydaje się, że trzeba ostrożnie traktować ewentualne "zasługi" zagranicy, a uważnie próbować szacować przyczyny kłopotów w naszych wewnętrznych stosunkach społeczno-politycznych. Przypadek upowszechnienia zdjęć ze wspomnianej katastrofy samolotowej widziany w kontekście zjawisk globalnych każe do sprawy podejść z pokorą.
Nie wchodzi w rachubę nieautentyczność zdjęć? Mozliwości "fabrykowania" tutaj są przecież ogromne.Oczywiście liczą się też intencje...
Najistotniejsze chyba, żeby coraz wszechstronniej postrzegać rolę internetu. Co czynić, aby to wielkie osiągnięcie techniki było wykorzystywane tylko w celach budujących dobro.
W Polsce niektórzy sugerują motywy polityczne. Że może idzie o skłócenie środowisk partyjnych. Zbiegu okoliczności można się dopatrzyć. Ostre polemiki w naszym Sejmie. Inicjowanie i instrumentalne traktowanie oficjalnych debat. Znaczne zacietrzewienie w gremiach kierowniczych partyjnych. Premier w opałach.
Uwzględniając różne czynniki sprawcze wydaje się, że trzeba ostrożnie traktować ewentualne "zasługi" zagranicy, a uważnie próbować szacować przyczyny kłopotów w naszych wewnętrznych stosunkach społeczno-politycznych. Przypadek upowszechnienia zdjęć ze wspomnianej katastrofy samolotowej widziany w kontekście zjawisk globalnych każe do sprawy podejść z pokorą.
Nie wchodzi w rachubę nieautentyczność zdjęć? Mozliwości "fabrykowania" tutaj są przecież ogromne.Oczywiście liczą się też intencje...
Najistotniejsze chyba, żeby coraz wszechstronniej postrzegać rolę internetu. Co czynić, aby to wielkie osiągnięcie techniki było wykorzystywane tylko w celach budujących dobro.
wtorek, 16 października 2012
Profesorowie do polityki
Trudną sytuację ma poseł, który przecież został obdarzony zaufaniem wyborców, a musi uczestniczyć w podejmowaniu decyzji mało popularnych. Wtedy popada w bardziej czy mniej kłopotliwy konflikt. z rodzimym środowiskiem lokalnym albo ze środowiskiem zawodowym. Chciałby dobrze i tu, i tu, ale często jest niemożliwe, żeby zadowolić wszystkich; tym bardziej w przypadku, gdy wynagrodzenie parlamentarne jest znacznie atrakcyjniejsze niż na wcześniejszym etacie. Szkoda by było ewentualnie wrócić na poprzednią pozycję zatrudnieniową.
W rezultacie czasem podnosi rękę bez przekonania. Podobnie zabierając głos publicznie. Widzimy, że ktoś się zmienił. Przemawia nieswoimi myślami. Po części wbrew własnej woli wtapia się w mechanizmy polityczne, administracyjne. Musi nieraz iść na kompromisy.
Powrót na zajmowane wcześniej stanowisko raczej nie wchodzi w rachubę. Nawet gdyby formalnie taka szansa istniała. Już klimat nie ten.
W najlepszej sytuacji są osoby, które wywodzą się ze środowisk akademickich, na przykład profesorowie. Ich umocowanie kadrowe jest stosunkowo mocne. W razie czego łatwiej im wrócić na etat w uniwersytecie. Dlatego, powiedzmy, doktor nawet, darzony jest wyjątkowym szacunkiem społecznym. Polemizuje się z nim ostrożniej. On sam może sobie pozwolić na szczerość i odwagę, bo ma gdzie wrócić. Trudno mu zarzucać, że dla kariery...
Ktoś mniej utytułowany lub całkiem bez tytułu, żeby ubiegać się o sejmowy fotel, musiałby być bardzo dobrym fachowcem w określonej dziedzinie, musiałby być autorytetem. Warunki, w których do sejmu czy senatu, bądź na wysokie stanowisko administracyjne, może trafić jednostka przypadkowa, nie służą należycie dobru państwa.
W rezultacie czasem podnosi rękę bez przekonania. Podobnie zabierając głos publicznie. Widzimy, że ktoś się zmienił. Przemawia nieswoimi myślami. Po części wbrew własnej woli wtapia się w mechanizmy polityczne, administracyjne. Musi nieraz iść na kompromisy.
Powrót na zajmowane wcześniej stanowisko raczej nie wchodzi w rachubę. Nawet gdyby formalnie taka szansa istniała. Już klimat nie ten.
W najlepszej sytuacji są osoby, które wywodzą się ze środowisk akademickich, na przykład profesorowie. Ich umocowanie kadrowe jest stosunkowo mocne. W razie czego łatwiej im wrócić na etat w uniwersytecie. Dlatego, powiedzmy, doktor nawet, darzony jest wyjątkowym szacunkiem społecznym. Polemizuje się z nim ostrożniej. On sam może sobie pozwolić na szczerość i odwagę, bo ma gdzie wrócić. Trudno mu zarzucać, że dla kariery...
Ktoś mniej utytułowany lub całkiem bez tytułu, żeby ubiegać się o sejmowy fotel, musiałby być bardzo dobrym fachowcem w określonej dziedzinie, musiałby być autorytetem. Warunki, w których do sejmu czy senatu, bądź na wysokie stanowisko administracyjne, może trafić jednostka przypadkowa, nie służą należycie dobru państwa.
poniedziałek, 15 października 2012
Aborcja
Forsowanie restrykcyjnego prawa aborcyjnego jest ingerencją w życie kobiet, naruszaniem ich wolności osobistej.To także podejmowanie decyzji za przyszłego, małego człowieka, czy wybiera życie pełne cierpienia, czy woli fatalną egzystencję zakończyć jak to możliwe najwcześniej. Nie pytając matki o zgodę, skazuje się ją na prowadzenie domu, latami, w klimacie cierpienia, poświęceń, morderczego wysiłku ciała i bólu duszy. Podczas gdy rozwój nauki pozwala wielkiego smutku unikać poprzez odpowiednie badanie, obserwowanie płodu.
Osobom nie zachodzącym w ciążę, zagrożonym jakąś chorobą nikt nie usiłuje zabraniać korzystania ze zdobyczy medycyny. Człowiek np. w wieku dojrzałym, jeśli ma na to ochotę, może sobie odebrać życie, nie da rady go przymusić do egzystencji na tym padole. Ale człowiek dopiero co "zapoczątkowany" takiego prawa, takich możliwości jest pozbawiony.
Może mamy do czynienia tylko z działaniem instrumentalnym, politycznym, obliczonym na pozyskanie elektoratu, wcale licznego, pozostającego pod wpływem Kościoła? A że trzymanie z tak potężnym sojusznikiem może być bardzo skuteczne, wielu przekonało się po ostatnim sejmowym głosowaniu w sprawie ustawy aborcyjnej. Nawet malutka partyjka, ale z odpowiednim błogosławieństwem, jest w stanie przejąć ster nad zbiorową, decydującą świadomością kilkuset posłów. Zapominamy, że "wiara przenosi góry". A może przenosić i górę władzy...
niedziela, 14 października 2012
Rodzina
Wszyscy są zgodni - że rodzina jest najważniejsza, że trzeba stale dbać o jej położenie bytowe i społeczne. Z faktyczną przychylnością jednak bywa różnie. Widać to m.in. po sytuacji dzieci, tej materialnej głównie. Ochoczo spieszą na pomoc rodzinie instytucje ideologiczne i religijne. A najbardziej o rodzinę troszczy się państwo. Ma ono wciąż do zrobienia w tej mierze bardzo dużo. Na pomoc rodzinie wszyscy spieszą, bo kto ma największy wpływ na rodzinę, ten ma decydujący wpływ na władze. Ten motyw jest często powtarzany, także dlatego, iż dość często we władzach następują zmiany personalne.
Opozycja
Pomaga koalicji rządzącej, jak może. Trudno mieć do niej pretensje, że politykom z pierwszej linii nie daje pospać. Głośne sprawy jedna po drugiej. Katastrofa smoleńska, debata ekonomiczna, debata o służbie zdrowia. Tematy konferencji - ważne. Zagadkowe jest jednak postępowanie szefa PiS (czy stanowisko całej tej partii?). Na debaty nie zaprosił ministrów - finansów i zdrowia. Można się w tym dopatrywać tylko braku zaufania do partnerów? Ostatecznie stosowany jest, głównie ze strony PiS, argument niewiary w pozytywne intencje panujących. A może są to przede wszystkim środki podejmowane dla komunikowania, że się istnieje politycznie? Gdybym miał radzić prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, to sugerowałbym więcej otwartości w kontaktach z wyborcami i z dziennikarzami.
czwartek, 11 października 2012
Dziennikarska dociekliwość
Zdecydowanie za bardzo natrętna. Jutro premier Donald Tusk wygłosi w Sejmie tzw. 2. "Expose", w którym przedstawi stan najważniejszych spraw kraju. Niektórzy doświadczeni dziennikarze i uchodzący za mistrzów w swoim zawodzie, domagają się na wszelkie sposoby, by już, teraz, dzisiaj, premier poinformował, o czym będzie mówił w wystąpieniu sejmowym. Szef państwa miałby najpierw, dziś, już poinformować; w pierwszej kolejności media, a jutro dopiero mieliby się tego dowiedzieć posłowie.
Oto nieodparty wniosek: wiele paranoicznych sytuacji w środowiskach politycznych współtworzą dziennikarze. Może celowo, żeby sobie "organizować" materiał do "etatowej" obróbki.
Oto nieodparty wniosek: wiele paranoicznych sytuacji w środowiskach politycznych współtworzą dziennikarze. Może celowo, żeby sobie "organizować" materiał do "etatowej" obróbki.
środa, 10 października 2012
Adopcje
W Sejmie - posłowie wypowiedzieli się za utrzymaniem restrykcyjnego prawa dotyczącego aborcji. Istotną rolę odegrały głosy Platformy Obywatelskiej. Ten fakt nie dziwi. Kto z polityków, która partia zdecyduje się popaść w niełaskę Kościoła?
W TVN 24, w programie Czarno na białym temat: adopcje.
Bezdzietne małżeństwa, na różne sposoby, starają się o maleństwa. Bywa, że matka przekazuje, intencjonalnie, swoje dziecko w obce ręce już w początkowej fazie ciąży. Albo - w pierwszych tygodniach po urodzeniu. Oficjalnie tego aktu dokonuje się nieodpłatnie. W rzeczywistości często w rachubę wchodzą pieniądze, np. dziesięć tysięcy złotych. Ładnie się komunikuje, powiedzmy - w internecie: "Oddam dziecko w dobre ręce, w zamian za opiekę podczas ciąży". Pośredniczy ośrodek adopcyjny, m.in. organizuje kursy dla przyszłych rodziców (przez rok raz w tygodniu szkolenie). Nie słychać o konfliktach na tym tle.
Wydaje się, że główną przyczyną takich dramatycznych decyzji biologicznych matek jest trudna sytuacja bytowa. Ogólnie jest ciężko młodym małżeństwom. Są to wybory świadczące chyba o poczuciu odpowiedzialności. Autorzy wspomnianego programu telewizyjnego sugerowali, iż liczą się trzy czynniki: desperacja, morale, pieniądze.
Żeby takie problemy zredukować do minimum, dobrze by pewnie było, gdyby za każdym dzieckiem, od jego pojawienia się w łonie matki, towarzyszyło godziwe państwowe zaplecze bytowo-finansowe. Bardzo kłopotliwych wątpliwości byłoby wtedy mniej.
W TVN 24, w programie Czarno na białym temat: adopcje.
Bezdzietne małżeństwa, na różne sposoby, starają się o maleństwa. Bywa, że matka przekazuje, intencjonalnie, swoje dziecko w obce ręce już w początkowej fazie ciąży. Albo - w pierwszych tygodniach po urodzeniu. Oficjalnie tego aktu dokonuje się nieodpłatnie. W rzeczywistości często w rachubę wchodzą pieniądze, np. dziesięć tysięcy złotych. Ładnie się komunikuje, powiedzmy - w internecie: "Oddam dziecko w dobre ręce, w zamian za opiekę podczas ciąży". Pośredniczy ośrodek adopcyjny, m.in. organizuje kursy dla przyszłych rodziców (przez rok raz w tygodniu szkolenie). Nie słychać o konfliktach na tym tle.
Wydaje się, że główną przyczyną takich dramatycznych decyzji biologicznych matek jest trudna sytuacja bytowa. Ogólnie jest ciężko młodym małżeństwom. Są to wybory świadczące chyba o poczuciu odpowiedzialności. Autorzy wspomnianego programu telewizyjnego sugerowali, iż liczą się trzy czynniki: desperacja, morale, pieniądze.
Żeby takie problemy zredukować do minimum, dobrze by pewnie było, gdyby za każdym dzieckiem, od jego pojawienia się w łonie matki, towarzyszyło godziwe państwowe zaplecze bytowo-finansowe. Bardzo kłopotliwych wątpliwości byłoby wtedy mniej.
poniedziałek, 8 października 2012
Aktualia
SPRAWA ALMER GOLD
Przyniosła tysiącom ludzi problemy finansowe osobiste. To ciemniejszy punkt. Ale ta afera przyniosła skutki o charakterze społecznym. Prokuratura Gdańska , z własnej inicjatywy, przekazała sprawę Almer Gold Prokuraturze Łódzkiej. Jak poinformowano - dla uniknięcia domysłów, żeby prawnicy, z tego samego środowiska nie byli podejrzewani o stronniczość. Chyba posunięcie racjonalne. Trochę łagodzi klimat...
CENTRUM ZDROWIA DZIECKA
Wciąż w tarapatach finansowych. Pilnie potrzebuje 200 mln złotych. Przesuwane są terminy ważnych zabiegów. Bardzo chore maleństwa i ich rodzice przeżywają dramaty.
Słyszymy publiczne błagania kierowane do ludzi wrażliwych o pomoc finansową. NFZ nie zapewnia albo na czas nie zapewnia drogich środków leczniczych. Widać tu wyraźnie, iż dla państwa, wiele razy, czy z reguły, ważniejszy jest szacunek do pieniądza niż do człowieka, Nawet małego dziecka.
NAGRODY NOBLA W KRYZYSIE
Ta bardzo prestiżowa nagroda też padła ofiarą kryzysu. Jej wysokość zmniejszono o 1/5. Czyżby Nobel ponosił jakąś winę za tarapaty finansowe wielu państw?
Przyniosła tysiącom ludzi problemy finansowe osobiste. To ciemniejszy punkt. Ale ta afera przyniosła skutki o charakterze społecznym. Prokuratura Gdańska , z własnej inicjatywy, przekazała sprawę Almer Gold Prokuraturze Łódzkiej. Jak poinformowano - dla uniknięcia domysłów, żeby prawnicy, z tego samego środowiska nie byli podejrzewani o stronniczość. Chyba posunięcie racjonalne. Trochę łagodzi klimat...
CENTRUM ZDROWIA DZIECKA
Wciąż w tarapatach finansowych. Pilnie potrzebuje 200 mln złotych. Przesuwane są terminy ważnych zabiegów. Bardzo chore maleństwa i ich rodzice przeżywają dramaty.
Słyszymy publiczne błagania kierowane do ludzi wrażliwych o pomoc finansową. NFZ nie zapewnia albo na czas nie zapewnia drogich środków leczniczych. Widać tu wyraźnie, iż dla państwa, wiele razy, czy z reguły, ważniejszy jest szacunek do pieniądza niż do człowieka, Nawet małego dziecka.
NAGRODY NOBLA W KRYZYSIE
Ta bardzo prestiżowa nagroda też padła ofiarą kryzysu. Jej wysokość zmniejszono o 1/5. Czyżby Nobel ponosił jakąś winę za tarapaty finansowe wielu państw?
piątek, 5 października 2012
Polityczny kopniak
Próbowano bagatelizować debatę ekonomistów organizowaną przez Prawo i Sprawiedliwość. Atmosferę podgrzewał fakt, że kilku profesorów, z najwyższej półki, zapowiedziało, iż w konferencji udziału nie wezmą. Bardzo kulturalnie, krótko i przekonująco wyjaśniali dlaczego. Ostatecznie z około czterdziestu zaproszonych przybyło około trzydziestu specjalistów, różnego "wymiaru". Merytorycznie - zaskakujących odkryć nie zaprezentowano. Ale rzecz się odbyła. Dość powszechnie z dezaprobatą przyjęto fakt niezaproszenia ministra finansów.
Rychło po tej debacie nastąpiło ogólne przebudzenie. PiS zapowiedziało debatę następną, o ochronie zdrowia. Bez ministra tego resortu. Debatę ekonomistów przygotowuje SLD. Zaprasza ministra finansów. PSL - żwawo o gospodarce, szczególnie wicepremier Waldemar Pawlak. Nie zasypia jak zwykle RP. Chce debatować o sprawach "obyczajowych", ale i o problemach przedsiębiorców. Zatem PiS wykonał gest pobudzający. Nie dziwota, że sondażowo ta największa partia opozycyjna prawie równa się z PO.
Koalicja rządząca sprawuje władzę w sytuacji, kiedy w dużych obszarach społeczeństwa odczuwa się przygnębienie. I ten marsz "Przebudź się, Polsko"... Cały czas nękanie katastrofą smoleńską. Zupełnie ostatnio - białe miasteczko pielęgniarek przed kancelarią premiera.
Zażarta walka o władzę. Ale przecież wśród samych swoich. W gruncie rzeczy przedstawienie dla publiczności... W sumie wszystko jednak mieści się w granicach demokratycznej przyzwoitości.
Rychło po tej debacie nastąpiło ogólne przebudzenie. PiS zapowiedziało debatę następną, o ochronie zdrowia. Bez ministra tego resortu. Debatę ekonomistów przygotowuje SLD. Zaprasza ministra finansów. PSL - żwawo o gospodarce, szczególnie wicepremier Waldemar Pawlak. Nie zasypia jak zwykle RP. Chce debatować o sprawach "obyczajowych", ale i o problemach przedsiębiorców. Zatem PiS wykonał gest pobudzający. Nie dziwota, że sondażowo ta największa partia opozycyjna prawie równa się z PO.
Koalicja rządząca sprawuje władzę w sytuacji, kiedy w dużych obszarach społeczeństwa odczuwa się przygnębienie. I ten marsz "Przebudź się, Polsko"... Cały czas nękanie katastrofą smoleńską. Zupełnie ostatnio - białe miasteczko pielęgniarek przed kancelarią premiera.
Zażarta walka o władzę. Ale przecież wśród samych swoich. W gruncie rzeczy przedstawienie dla publiczności... W sumie wszystko jednak mieści się w granicach demokratycznej przyzwoitości.
środa, 3 października 2012
Szaleństwo
Afera. Kiedyś rok czy dwa lata temu premier Donald Tusk, na stadionie, obserwował mecz z fotela sąsiadującego z fotelem zajmowanym przez sędziego Ryszarda Milewskiego. Można domniemywać, że równocześnie się śmiali, dopingowali, okazywali radość unosząc w kierunku współobecnych dłonie. Widać to na zdjęciach. Dowód niepodważalny... Ciarki przechodzą.
Zapomnijmy, z kim kiedyś się witaliśmy, nie kryjąc pogodnej miny. Na pewno coś nielegalnego wspólnie "kręciliśmy"... Każdemu chyba można przypisać jakieś podejrzane zdjęcie... Niektórym tym bardziej, gdyż uwielbiają się fotografować w dobrym towarzystwie, najchętniej ze znakomitościami; na pamiątkę.
A przecież - zdjęcia są dokumentem, wiarygodnym, lecz wiarygodnym coraz mniej i niekoniecznie. Technicznie można z fotografiami dokonywać prawie cudów, "w każdą stronę". Czyli da się sztukę foto zastosować, wykorzystać wedle zapotrzebowania.
Więc bez przesady z zachwytami z powodu "argumentów obrazkowych". No, ale trudno się pohamować, jeśli idzie na przykład aż o premiera czy sędziego. A jeszcze, gdy nadarzy się i chwila odpowiednia, i sprawa, że można obu naraz...
Zapomnijmy, z kim kiedyś się witaliśmy, nie kryjąc pogodnej miny. Na pewno coś nielegalnego wspólnie "kręciliśmy"... Każdemu chyba można przypisać jakieś podejrzane zdjęcie... Niektórym tym bardziej, gdyż uwielbiają się fotografować w dobrym towarzystwie, najchętniej ze znakomitościami; na pamiątkę.
A przecież - zdjęcia są dokumentem, wiarygodnym, lecz wiarygodnym coraz mniej i niekoniecznie. Technicznie można z fotografiami dokonywać prawie cudów, "w każdą stronę". Czyli da się sztukę foto zastosować, wykorzystać wedle zapotrzebowania.
Więc bez przesady z zachwytami z powodu "argumentów obrazkowych". No, ale trudno się pohamować, jeśli idzie na przykład aż o premiera czy sędziego. A jeszcze, gdy nadarzy się i chwila odpowiednia, i sprawa, że można obu naraz...
wtorek, 2 października 2012
Obudź się, Polsko
Pod takim hasłem odbyła się 29 września długo i starannie przygotowywana wielka manifestacja w obronie Telewizji Trwam i Radia Maryja. Niektórzy mówili - w obronie wolności słowa. Głównym organizatorem był o. Tadeusz Rydzyk. Do tej inicjatywy przyłączyli się: Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska i Solidarność. Żaden z wymienionych partnerów politycznych dyrektora Radia Maryja, tylko własnymi siłami, nie zdołałby zebrać w jednym miejscu takiej masy ludzi. Występując wspólnie, przywódcy partii czuli większą siłę, do wykorzystania, ewentualnie, w trakcie zdobywania władzy nad krajem.
Owa manifestacja była ważnym wydarzeniem polityczno-religijno-społecznym. Warto odnotować postęp kulturowy przy organizowaniu tego rodzaju zgromadzeń. Było spokojnie, bez kłopotliwych ekscesów. Ilość uczestników szacowano, według różnych źródeł - na 40 tysięcy do 220 tysięcy osób. Kto będzie miał możliwość i potrafi skutecznie sterować wiernym elektoratem PiS, ten będzie blisko najwyższej władzy.
Owa manifestacja była ważnym wydarzeniem polityczno-religijno-społecznym. Warto odnotować postęp kulturowy przy organizowaniu tego rodzaju zgromadzeń. Było spokojnie, bez kłopotliwych ekscesów. Ilość uczestników szacowano, według różnych źródeł - na 40 tysięcy do 220 tysięcy osób. Kto będzie miał możliwość i potrafi skutecznie sterować wiernym elektoratem PiS, ten będzie blisko najwyższej władzy.
poniedziałek, 1 października 2012
Talenty w telewizji
Stacje telewizyjne faszerują odbiorców "zadętymi" konkursami, które mają wyławiać talenty artystyczne. Są to widowiska na ogół dość ciekawe. Oczywiście przytaczam opinię subiektywną. W komisjach kwalifikacyjnych zasiadają znane publicznie autorytety i "autorytety". Te drugie, na szczęście, w mniejszości.
W składach tych znamienitych ciał, przynajmniej niektórych, przydałyby się zmiany. Wśród wspomnianych znawców sztuki - wokalnej, instrumentalnej, cyrkowej i jakiej tam jeszcze są osoby, które zachowują się chyba zbyt samodzielnie, w znaczeniu negatywnym.
Swoimi reakcjami czasem wywołują niesmak. Nieładnie mówiąc - brakuje im dojrzałości. Potrzebne jest skorygowanie swoistych gestów "sędziowskich" albo zastąpienie "indywidualności" kimś innym. Kierownictwo programów telewizyjnych honoruje twórców, "selekcjonerów" przyzwoicie, może więc w niezbędnym zakresie ingerować... Brzmi to..., ale...
W składach tych znamienitych ciał, przynajmniej niektórych, przydałyby się zmiany. Wśród wspomnianych znawców sztuki - wokalnej, instrumentalnej, cyrkowej i jakiej tam jeszcze są osoby, które zachowują się chyba zbyt samodzielnie, w znaczeniu negatywnym.
Swoimi reakcjami czasem wywołują niesmak. Nieładnie mówiąc - brakuje im dojrzałości. Potrzebne jest skorygowanie swoistych gestów "sędziowskich" albo zastąpienie "indywidualności" kimś innym. Kierownictwo programów telewizyjnych honoruje twórców, "selekcjonerów" przyzwoicie, może więc w niezbędnym zakresie ingerować... Brzmi to..., ale...
niedziela, 30 września 2012
Szkolne wycieczki
Coraz mniej młodzieży korzysta z wycieczek organizowanych w szkole. Ubożenie rodzin daje o sobie znać.Tylko co trzeci uczeń bierze udział w wycieczkach do odleglejszych miejsc. Często takie wyprawy, jeżeli już są, to drogie, bo nieraz inspirowane i planowane przez rodziców bogatych. Biedniejsi, żeby w oczach swoich dzieci..., biorą niespłacalne czasem pożyczki.
Ostatnio także dorośli zażywają mniej turystyki, jakiegoś aktywnego urlopowania. Z przyczyn - podobnych.
To spowolnienie wycieczkowego rytmu jest odbiciem ogólniejszych problemów gospodarczo-zatrudnieniowych. Taka sytuacja "zaprocentuje" wychowawczo (właściwie - antywychowawczo).
Ostatnio także dorośli zażywają mniej turystyki, jakiegoś aktywnego urlopowania. Z przyczyn - podobnych.
To spowolnienie wycieczkowego rytmu jest odbiciem ogólniejszych problemów gospodarczo-zatrudnieniowych. Taka sytuacja "zaprocentuje" wychowawczo (właściwie - antywychowawczo).
Podziel się posiłkiem
28 i 29 września prowadzona była społeczna akcja pod hasłem "Podziel się posiłkiem".. Tradycyjnie w dużych sklepach składano do specjalnych koszy artykuły spożywcze, które zostaną przeznaczone głównie na dożywianie najbiedniejszych dzieci. Szacuje się, że w Polsce codziennie głodu doświadcza około 130 tys. dzieci. To musi niepokoić.
Byłoby lepiej, gdyby na ten cel starczało środków państwowych. Lepiej by było, gdyby rodzice maleństw mieli pracę i zarobki wystarczające na podstawowe utrzymanie. Ci, co mówią: "Kiedyś, w PRL... Teraz wszystko jest, przynajmniej na półkach", mają oryginalne poczucie humoru...
Byłoby lepiej, gdyby na ten cel starczało środków państwowych. Lepiej by było, gdyby rodzice maleństw mieli pracę i zarobki wystarczające na podstawowe utrzymanie. Ci, co mówią: "Kiedyś, w PRL... Teraz wszystko jest, przynajmniej na półkach", mają oryginalne poczucie humoru...
piątek, 28 września 2012
Dziennikarze
I ich nie omijają problemy. Zarabiają różnie. Najskromniej ci, co bezpośrednio zbierają i opracowują materiały. Lepsze wynagrodzenia otrzymują pełniący funkcje kierownicze. Szefowie główni - wiadomo. Są wśród nich tacy, co sami także piszą materiały. Oni zarabiają dużo. Niektórzy są przepracowani. Widać to w telewizji. Sporo pytań banalnych. Wkrada się czasem prostota. Denerwująca dociekliwość. Wypełnianie czasu. Inni też zdolni, lecz bardziej wypoczęci, nie bardzo mogą sobie dorobić. Trwa walka o ograniczoną kasę redakcyjną. Wartość, atrakcyjność publikowanych materiałów nie jest taka istotna. Zrozumiałe. Jak prawie wszędzie. Nowi, oryginalni dziennikarze mogliby być niemiłą konkurencją - intelektualna i kasową. Zabieganie o autorów to prehistoria. Przemęczenie redaktorów, autorów ciągnie gazetę, program radiowy czy telewizyjny na zatracenie, ale przecież czasem, póki można, trzeba najpierw dbać o siebie. Niemal wszystko da się wytłumaczyć reklamami.
O katastrofie pod Smoleńskiem
Sprawa wciąż przyciągająca uwagę naszego świata politycznego. Jest prawie pewne, że będą ekshumowane ciała jeszcze czterech ofiar. W Sejmie pełno nienawistnej wymiany zdań na temat aktywności rządu względem ofiar i ich rodzin. Wydaje się, że spory będą trwać i trwać. Najnowszy pomysł: powołać specjalną komisję obywatelską, która by obiektywnie, definitywnie sprawę zakończyła.
Trudno uwierzyć, iż ustalenia jakiejkolwiek komisji usatysfakcjonują najbardziej zacietrzewionych posłów opozycji.
Trudno uwierzyć, iż ustalenia jakiejkolwiek komisji usatysfakcjonują najbardziej zacietrzewionych posłów opozycji.
środa, 26 września 2012
Polityczna życzliwość
Nie bardzo mają rację ci, co krytykują PiS za ciągłe czepianie się sprawy katastrofy smoleńskiej. Platforma przez to - mówią - zmuszana jest do przemieszczania sił i czasem nie może należycie zająć się niektórymi innymi problemami kraju.
Z awantur między koalicją i opozycją idą jednak pożytki. PiS zaznacza swoją obecność na publicznej scenie, a równocześnie daje rządowi odsapnąć rozpraszając społeczne patrzenie, powiedzmy, na bezrobocie czy inwestycje. Dzięki temu, w sumie, nasze państwo, RP, na tle innych krajów, radzi sobie owszem...
Z awantur między koalicją i opozycją idą jednak pożytki. PiS zaznacza swoją obecność na publicznej scenie, a równocześnie daje rządowi odsapnąć rozpraszając społeczne patrzenie, powiedzmy, na bezrobocie czy inwestycje. Dzięki temu, w sumie, nasze państwo, RP, na tle innych krajów, radzi sobie owszem...
wtorek, 25 września 2012
Okruchy spraw
Gimnazjum salezjańskie w Lubinie.
Otrzęsiny nowego rocznika uczniów. Osobliwy zwyczaj. Ten konkretny. "Pocałunki" z księdzem dyrektorem. Scenki jak ze średniowiecza. Analogia do "fali" w wojsku.Oburzenie dziennikarzy. Ile w tej "awanturze" rzeczy na serio, a ile pozorów? Medialna konkurencja dla organizowanej przez Jarosława Kaczyńskiego konferencji ekonomistów?
Katarzyna Figura o swoich udrękach domowych.
Smutne, oszczędnie cedzone zwierzenia z małżeńskich problemów. Rzecz wyreżyserowana. Detali pikantnych raczej nie było. Może i tak lepiej. Kwestia chyba konieczna do odnotowania: los dzieci w sytuacji rozpadających się małżeństw. Każdy ze zmieniających sobie życie partnerów jest w stanie sobie powiedzieć, że tu wykazuje dostatecznie dużo odpowiedzialności? (Na marginesie audycji Tomasz Lis na żywo, TVP II, 24.09.2012)
Przykra woń kryzysu.
Coraz więcej "zapachu" wyrzeczeń. Słychać, że musimy wszyscy wziąć na siebie trochę ciężaru. Autorytety z telewizora zapewne pozują. Jeżeli..., to problemy gospodarcze boleśnie odczują rzesze ludzi najuboższych. Prorokom polityki i biznesu , praktycznie, nic się nie stanie. Wniosek: warto w młodym wieku pilnie chłonąć nauki. I ustawiać się jak najdalej od pracy społecznej...
Otrzęsiny nowego rocznika uczniów. Osobliwy zwyczaj. Ten konkretny. "Pocałunki" z księdzem dyrektorem. Scenki jak ze średniowiecza. Analogia do "fali" w wojsku.Oburzenie dziennikarzy. Ile w tej "awanturze" rzeczy na serio, a ile pozorów? Medialna konkurencja dla organizowanej przez Jarosława Kaczyńskiego konferencji ekonomistów?
Katarzyna Figura o swoich udrękach domowych.
Smutne, oszczędnie cedzone zwierzenia z małżeńskich problemów. Rzecz wyreżyserowana. Detali pikantnych raczej nie było. Może i tak lepiej. Kwestia chyba konieczna do odnotowania: los dzieci w sytuacji rozpadających się małżeństw. Każdy ze zmieniających sobie życie partnerów jest w stanie sobie powiedzieć, że tu wykazuje dostatecznie dużo odpowiedzialności? (Na marginesie audycji Tomasz Lis na żywo, TVP II, 24.09.2012)
Przykra woń kryzysu.
Coraz więcej "zapachu" wyrzeczeń. Słychać, że musimy wszyscy wziąć na siebie trochę ciężaru. Autorytety z telewizora zapewne pozują. Jeżeli..., to problemy gospodarcze boleśnie odczują rzesze ludzi najuboższych. Prorokom polityki i biznesu , praktycznie, nic się nie stanie. Wniosek: warto w młodym wieku pilnie chłonąć nauki. I ustawiać się jak najdalej od pracy społecznej...
niedziela, 23 września 2012
Protesty muzułmanów
Od kilku tygodni wrze w krajach muzułmańskich (m.in.: w Arabii Saudyjskiej, Egipcie, Jemenie, Sudanie, Tunezji). Na ulicach protestujące tłumy. Najpierw - że w USA wyprodukowany został i upubliczniony filmik szkalujący proroka Mahometa. Potem - że słynny paryski tygodnik satyryczny opublikował rysunki ośmieszające Mahometa. Ambasady amerykańskie i francuskie w około dwudziestu krajach są zagrożone zamachami i specjalnie chronione. W obu wymienionych krajach dochodzi także do demonstracji antymuzułmańskich. Media, jak się zdaje, są przeciw muzułmanom.
Rodzi się pytanie, czy dla swobody artystycznej nawiedzonego amatora reżysera można (opłaca się?) doprowadzać do tak dużych konfliktów społecznych na tle religijnym, do ofiar w ludziach i ogromnych strat materialnych? Czy podobnymi skutkami ma owocować zupełnie niekontrolowany dowcip utalentowanego satyryka? Czytelnicy, odbiorcy informacji naprawdę gotowi są za frywolność twórców płacić taką cenę?
Absolutna niezależność słowa nie istnieje. Granicą jest choćby dotkliwa krzywda innego człowieka. Nie jestem zwolennikiem, w tej mierze, zakazów administracyjnych. Idzie o wewnętrzną kontrolę samego twórcy. O jego pojmowanie etyki. Jeżeli spodziewa się tragicznych skutków planowanego przezeń dzieła sztuki, powinna mu zadrżeć ręka.
Najwyższym imperatywem nie może być szukanie rozgłosu. Nie powinno też istnieć społeczne, masowe zapotrzebowanie na twórczość ekscentryczną, prowokującą wyraźnie do rozlewu krwi. Bardzo niebezpiecznym tutaj polem jest obszar religii.
Najlepszym środkiem do upowszechniania harmonii społecznej, tolerancji jest odpowiednia edukacja. W Polsce również mamy coś do zrobienia w tym zakresie. Ale to droga kosztowna, usłana niechęcią i wymagająca czasu. Pośpiech działania w tej materii jest jak najbardziej wskazany.
Rodzi się pytanie, czy dla swobody artystycznej nawiedzonego amatora reżysera można (opłaca się?) doprowadzać do tak dużych konfliktów społecznych na tle religijnym, do ofiar w ludziach i ogromnych strat materialnych? Czy podobnymi skutkami ma owocować zupełnie niekontrolowany dowcip utalentowanego satyryka? Czytelnicy, odbiorcy informacji naprawdę gotowi są za frywolność twórców płacić taką cenę?
Absolutna niezależność słowa nie istnieje. Granicą jest choćby dotkliwa krzywda innego człowieka. Nie jestem zwolennikiem, w tej mierze, zakazów administracyjnych. Idzie o wewnętrzną kontrolę samego twórcy. O jego pojmowanie etyki. Jeżeli spodziewa się tragicznych skutków planowanego przezeń dzieła sztuki, powinna mu zadrżeć ręka.
Najwyższym imperatywem nie może być szukanie rozgłosu. Nie powinno też istnieć społeczne, masowe zapotrzebowanie na twórczość ekscentryczną, prowokującą wyraźnie do rozlewu krwi. Bardzo niebezpiecznym tutaj polem jest obszar religii.
Najlepszym środkiem do upowszechniania harmonii społecznej, tolerancji jest odpowiednia edukacja. W Polsce również mamy coś do zrobienia w tym zakresie. Ale to droga kosztowna, usłana niechęcią i wymagająca czasu. Pośpiech działania w tej materii jest jak najbardziej wskazany.
Dokument literackiej pasji
Sporo satysfakcji wyniosłem z lektury książki Wincentego Zdzitowieckiego Pisanie światłem. Autor związany był z gorzowskim środowiskiem literackim. Żył w latach 1941-2007. Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Zbigniewa Herberta w Gorzowie Wlkp. wydała opracowanie monograficzne (160 stron, 2012 r.) poświęcone W. Zdzitowieckiemu, zawierające dość bogaty wybór jego utworów. Są to opowiadania, reportaże, wiersze, drobne formy literackie, m.in. amorałki, chwilozofijki, sanatoryjki. Pozycja zawiera też, oczywiście, wspomnienia o autorze.
Całości publikacji dopełniają: bibliografia (wcale pokaźna), indeks utworów, indeks ilustracji. Miło się czyta informacje o nagrodach, jakie autor wywalczył na konkursach literackich, np.: nagroda w Konkursie na Pamiętnik i Wspomnienia o Powojennej Historii Gorzowa (1996), nagroda "Złote Pióro" w VIII Konkursie Literackim Gubińskiego Towarzystwa Kultury (2005), I nagroda w kategorii słuchowisko radiowe w XII Ogólnopolskim Konkursie im. Zdzisława Morawskiego (Gorzów Wlkp., 2006). Pisarza, fizycznie, już wśród nas nie ma, ale duchem, poprzez karty jego utworów, żyje.
Rzecz ukazała się dzięki staraniom żony pisarza, Elżbiety Zdzitowieckiej.
Na zakończenie cytat z ostatniej strony okładki:
"Setki razy wywracał się, rozbijając sobie nos. Wtedy, powstrzymując łzy, wstawał i z uporem maniaka próbował zmusić swoje nogi do większego posłuszeństwa. W końcu przeszedł cały szpitalny korytarz. Czuł się, jakby przebiegł maraton, gdy zmęczony, przy pomocy rehabilitanta, opadł na łóżko. Jednak był nieziemsko, głupio szczęśliwy. Udało się! Dopiął swego. Pokonał samego siebie, swoje kalectwo, ból, rezygnację..."
(fragment opowiadania "Ścieżka")
Całości publikacji dopełniają: bibliografia (wcale pokaźna), indeks utworów, indeks ilustracji. Miło się czyta informacje o nagrodach, jakie autor wywalczył na konkursach literackich, np.: nagroda w Konkursie na Pamiętnik i Wspomnienia o Powojennej Historii Gorzowa (1996), nagroda "Złote Pióro" w VIII Konkursie Literackim Gubińskiego Towarzystwa Kultury (2005), I nagroda w kategorii słuchowisko radiowe w XII Ogólnopolskim Konkursie im. Zdzisława Morawskiego (Gorzów Wlkp., 2006). Pisarza, fizycznie, już wśród nas nie ma, ale duchem, poprzez karty jego utworów, żyje.
Rzecz ukazała się dzięki staraniom żony pisarza, Elżbiety Zdzitowieckiej.
Na zakończenie cytat z ostatniej strony okładki:
"Setki razy wywracał się, rozbijając sobie nos. Wtedy, powstrzymując łzy, wstawał i z uporem maniaka próbował zmusić swoje nogi do większego posłuszeństwa. W końcu przeszedł cały szpitalny korytarz. Czuł się, jakby przebiegł maraton, gdy zmęczony, przy pomocy rehabilitanta, opadł na łóżko. Jednak był nieziemsko, głupio szczęśliwy. Udało się! Dopiął swego. Pokonał samego siebie, swoje kalectwo, ból, rezygnację..."
(fragment opowiadania "Ścieżka")
piątek, 21 września 2012
Prawo według Jarosława Gowina
Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin znalazł się pod ostrzałem polityków i dziennikarzy. W tarapaty popadł przez dążność do zapoznania się z dokumentacją sprawy Amber Gold. Minister publicznie wyraził się, że ma w nosie literę przepisów, że bardziej go interesuje skuteczność i duch prawa.
Tym sformułowaniem wywołał burzę w elitach władzy. J. Gowin szybko przeprosił publicznie za niefortunne wyrażenie, ale i zaznaczył, że intencje wypowiedzi podtrzymuje. Oczywiście nie wszystkich zadowolił.
Jarosław Gowin nie jest moim idolem politycznym. Cenię go jednak za inteligencję, wysoką kulturę osobistą. Chwila słabości... Każdemu może się zdarzyć; lecz i przeprosił.
Wytykanie mu, iż nie jest zawodowym prawnikiem, to zabieg niezbyt elegancki, choć niepozbawiony pewnych racji. Praca ministra jednak cechuje się takim stopniem ogólności, że... Od kwestii teoretycznych i warsztatowych ma fachowe zaplecze w resorcie; może sięgnąć do innych środowisk prawniczych.
To dobrze, że dla ministra najważniejsza jest skuteczność i duch prawa.
Można się domyślać, że docenia rolę etyki i zdrowego rozsądku na polu prawa. Czyniąc właściwy użytek z moralności i rozumu można uniknąć decyzji chybionych, można zniwelować jakąś niedoskonałość przepisów. Krańcowo rzecz ujmując - kodeksy są tworzone dla ludzi, a nie ludzie dla kodeksów.
Tym sformułowaniem wywołał burzę w elitach władzy. J. Gowin szybko przeprosił publicznie za niefortunne wyrażenie, ale i zaznaczył, że intencje wypowiedzi podtrzymuje. Oczywiście nie wszystkich zadowolił.
Jarosław Gowin nie jest moim idolem politycznym. Cenię go jednak za inteligencję, wysoką kulturę osobistą. Chwila słabości... Każdemu może się zdarzyć; lecz i przeprosił.
Wytykanie mu, iż nie jest zawodowym prawnikiem, to zabieg niezbyt elegancki, choć niepozbawiony pewnych racji. Praca ministra jednak cechuje się takim stopniem ogólności, że... Od kwestii teoretycznych i warsztatowych ma fachowe zaplecze w resorcie; może sięgnąć do innych środowisk prawniczych.
To dobrze, że dla ministra najważniejsza jest skuteczność i duch prawa.
Można się domyślać, że docenia rolę etyki i zdrowego rozsądku na polu prawa. Czyniąc właściwy użytek z moralności i rozumu można uniknąć decyzji chybionych, można zniwelować jakąś niedoskonałość przepisów. Krańcowo rzecz ujmując - kodeksy są tworzone dla ludzi, a nie ludzie dla kodeksów.
czwartek, 20 września 2012
Opieka za pieniądze
W mediach niemal bez przerwy idą materiały o rodzicach zastępczych z Pucka, którzy przyznali się do spowodowania śmierci dwójki dzieci: 5-letniej dziewczynki i 3-letniego chłopca. Te maleństwa zostały zabrane ich naturalnym, trawionym przez biedę rodzicom. W nowym domu miały mieć lepiej, więcej bezpieczeństwa.
Sytuacja materialna też to zapowiadała. Dwa tysiące pensji i co miesiąc tysiąc złotych na każde dziecko.
Dużo racji mają ci, co twierdzą, że gdyby wzmiankowane pieniądze przekazano (przekazywano) biologicznym rodzicom, dzieci miałyby odpowiednie warunki rozwoju. Żyłyby.. Pieniądze może by ocaliły rodzinę.
Poza tą konkretną sprawą. Jeśli już takie przyzwoite środki państwo wypłaca opiekunom maleństw, to powinno się należycie pilnować ich wydatkowania. Żeby zapobiec działaniom dewiacyjnym. Istotna jest kwestia solidności instytucji opieki społecznej, przede wszystkim Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Niektórzy mówią; gdyby sąsiedzi uważniej... Ale oni też muszą liczyć się z nieprzyjemnościami, a nawet z kłopotami natury prawnej...Na zakończenie jeszcze słowo praktyka wychowawcy o srebrnikach. Brak pieniędzy rozbija rodzinę. Zapewnienie niezbędnych złociszów rodzinę buduje.
Sytuacja materialna też to zapowiadała. Dwa tysiące pensji i co miesiąc tysiąc złotych na każde dziecko.
Dużo racji mają ci, co twierdzą, że gdyby wzmiankowane pieniądze przekazano (przekazywano) biologicznym rodzicom, dzieci miałyby odpowiednie warunki rozwoju. Żyłyby.. Pieniądze może by ocaliły rodzinę.
Poza tą konkretną sprawą. Jeśli już takie przyzwoite środki państwo wypłaca opiekunom maleństw, to powinno się należycie pilnować ich wydatkowania. Żeby zapobiec działaniom dewiacyjnym. Istotna jest kwestia solidności instytucji opieki społecznej, przede wszystkim Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Niektórzy mówią; gdyby sąsiedzi uważniej... Ale oni też muszą liczyć się z nieprzyjemnościami, a nawet z kłopotami natury prawnej...Na zakończenie jeszcze słowo praktyka wychowawcy o srebrnikach. Brak pieniędzy rozbija rodzinę. Zapewnienie niezbędnych złociszów rodzinę buduje.
środa, 19 września 2012
Nepotyzm upolityczniony
Mimo publicznych "biczowań" uprawianych od czasu do czasu dla totalnego potępienia odrażającego procederu, temat nepotyzmu uparcie wraca na pole powszechnej, a co najmniej medialnej, uwagi. Zawsze temu towarzyszy zdziwienie, zaskoczenie, że mogło do takiej niegodziwości dojść... Okazuje się, iż niecne praktyki kadrowe realizowali niektórzy politycy, urzędnicy z wysokiego albo najwyższego szczebla. I właściwie dobrze wszystkim z tym było, póki ktoś nie pozazdrościł lub nie spostrzegł, że coś tam... Dziennikarze tylko czekają na taki sygnał. Natychmiast głośna awantura. Po prostu - afera. Ktoś, gdzieś kogoś zatrudnił,a to jest osoba spokrewniona... Tak jakby inżynier swój był gorszy od inżyniera z zewnątrz (zakładając, że jednakowo efektywnie studiowali) ubiegającego się o to samo stanowisko... Wtedy z góry się zakłada, że szef przyjmujący pracownika o niczym innym nie myśli, tylko - jak zrujnować...
Doświadczeni pryncypałowie wiedzą, iż duży kłopot w firmie może sprawić zarówno swój jak i obcy. Szczególnie, gdy idzie o pieniądze. Podobnie jest z osiąganiem sukcesów.
Ciekawe, że "układ", w zasadzie, tylko przeszkadza ludziom z konkurencyjnego środowiska partyjnego. Nepotyzmu preferować nie należy, ale i nie trzeba demonizować jego siły destrukcyjnej. A członkowie władz, dobrze by było, gdyby zajmowali się bardziej skutecznie utrzymaniem i powiększeniem liczby miejsc pracy. Wówczas byłoby mniej kadrowej zawiści.
Doświadczeni pryncypałowie wiedzą, iż duży kłopot w firmie może sprawić zarówno swój jak i obcy. Szczególnie, gdy idzie o pieniądze. Podobnie jest z osiąganiem sukcesów.
Ciekawe, że "układ", w zasadzie, tylko przeszkadza ludziom z konkurencyjnego środowiska partyjnego. Nepotyzmu preferować nie należy, ale i nie trzeba demonizować jego siły destrukcyjnej. A członkowie władz, dobrze by było, gdyby zajmowali się bardziej skutecznie utrzymaniem i powiększeniem liczby miejsc pracy. Wówczas byłoby mniej kadrowej zawiści.
wtorek, 18 września 2012
Podejrzenie o nieuczciwość
O nieuczciwość względem kogo? Względem rodzin wielodzietnych i wchodzących na ścieżkę wielodzietności, młodych małżonków. Ze wszystkich stron, wszelkimi możliwymi sposobami zachęca się małżeństwa, by chciały się mieć dużo dzieci. Kraj potrzebuje... Bez tego zginiemy... Przyszłość w dłoniach rodzin z liczną dziatwą.
Nikt nie mówi ludziom młodym, a i mocno zaawansowanym małżonkom, iż wyboru trzeba dokonać samodzielnie, mądrze. Pociechy to radość, szczęście, ale i ogromne koszty. Gdy latorośli więcej niż dwoje, troje...
W szkole, na lekcjach wychowawczych trzeba mówić (rozmawiać), odwołując się do konkretnych przykładów, wykorzystując do tego specjalnie zaproszonych gości.
Alternatywa. Albo jedno dziecko, dwoje - i wtedy własny ładny dom, służba do sprzątania, drogi samochód, znajomość obcych języków i różne inne przyjemności. Albo - dzieci dużo, czworo, siedmioro, dziesięcioro. Wtedy, często, noszenie maleństwa na rękach do żłobka czy przedszkola, czekanie na wsparcie finansowe z pomocy społecznej, szukanie bezpłatnych ubranek dla dzieci, także dla siebie jakieś ciuchy... Jedzenie skromne, też nieraz z "jałmużny". Większe dzieci do szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych mają daleko. Wśród swoich rówieśników czują się nie najlepiej, z powodu ubóstwa, którego całkiem ukryć nie da rady. Znane powszechnie tłumaczenie, że dzieci, dużo dzieci to prawdziwy skarb, wygląda na szalbierstwo.
Podejrzenie do kogo zatem adresować? Do rządu? To by było zbyt proste. O nieuczciwość względem rodzin wielodzietnych podejrzewać można społeczeństwo. Państwo, rząd też, ale - społeczeństwo. Ono przecież wybiera sobie władze państwowe, których zadaniem jest organizowanie życia kraju. Uderzmy się więc w piersi... Wobec problemu rodzin wielodzietnych jesteśmy fair...? Chyba niezupełnie.
Nikt nie mówi ludziom młodym, a i mocno zaawansowanym małżonkom, iż wyboru trzeba dokonać samodzielnie, mądrze. Pociechy to radość, szczęście, ale i ogromne koszty. Gdy latorośli więcej niż dwoje, troje...
W szkole, na lekcjach wychowawczych trzeba mówić (rozmawiać), odwołując się do konkretnych przykładów, wykorzystując do tego specjalnie zaproszonych gości.
Alternatywa. Albo jedno dziecko, dwoje - i wtedy własny ładny dom, służba do sprzątania, drogi samochód, znajomość obcych języków i różne inne przyjemności. Albo - dzieci dużo, czworo, siedmioro, dziesięcioro. Wtedy, często, noszenie maleństwa na rękach do żłobka czy przedszkola, czekanie na wsparcie finansowe z pomocy społecznej, szukanie bezpłatnych ubranek dla dzieci, także dla siebie jakieś ciuchy... Jedzenie skromne, też nieraz z "jałmużny". Większe dzieci do szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych mają daleko. Wśród swoich rówieśników czują się nie najlepiej, z powodu ubóstwa, którego całkiem ukryć nie da rady. Znane powszechnie tłumaczenie, że dzieci, dużo dzieci to prawdziwy skarb, wygląda na szalbierstwo.
Podejrzenie do kogo zatem adresować? Do rządu? To by było zbyt proste. O nieuczciwość względem rodzin wielodzietnych podejrzewać można społeczeństwo. Państwo, rząd też, ale - społeczeństwo. Ono przecież wybiera sobie władze państwowe, których zadaniem jest organizowanie życia kraju. Uderzmy się więc w piersi... Wobec problemu rodzin wielodzietnych jesteśmy fair...? Chyba niezupełnie.
niedziela, 16 września 2012
Pisarz
Nie każdy, kto pisze, jest już pisarzem. I nie ten jest mistrzem pióra, kto buduje oryginalne, ładne zdania i ma coś ciekawego do powiedzenia. Ciekawego dla innych przede wszystkim. Pisarz to ktoś, kto czuje wielką potrzebę pisania i przede wszystkim pisze dużo. Wielekroć więcej niż przeciętny człowiek.
Książki nie można zrobić z jednokartkowego listu. To musi być, niekoniecznie duża, ale pewna masa znaków językowych, tworząca określoną całość treściową. Także całość artystyczną, kompozycyjną. Z dużej ilości słów, tekstów można wybrać te najlepsze i stworzyć większą rzecz. Z dłuższego materiału literackiego można zrobić krótszy, taki na książkę. Z jednej strony pięćdziesięciu się nie ułoży.
Z kilku, kilkunastu książek łatwiej wypromować tę jedną, dwie, które podobają się czytelnikom i spowodują, iż ich autor zostanie zauważony i nazwany pisarzem. Za tym może iść duży nakład, a więc i duże pieniądze.
Pisarz jest tym większy, im większe uzyskuje nakłady i im więcej tytułów "produkuje". Przy większej liczbie utworów, większa szansa, iż jeden z nich będzie taki, że pociągnie za sobą inne "bratnie" pozycje.
Książka nienapisana, a tylko wymyślona, nie istnieje. Więc trzeba ją przenieść na papier lub do komputera. I znów - trzeba bardzo dużo znaków, tysiące. Amator literackiej sławy musi być pracowity.
Autor może dysponować mniejszym talentem, ale jeśli stoją za nim pieniądze, osiągnie widoczny sukces.Ta sama książka wydana w nakładzie 200 egzemplarzy, rozprowadzana na terenie województwa dotrze do mniejszej liczby czytelników niż wydana w innym województwie w nakładzie 2000 egzemplarzy. To jest oczywiste.
Pisarz - temat ogromny. Tu tylko dotyk...
Książki nie można zrobić z jednokartkowego listu. To musi być, niekoniecznie duża, ale pewna masa znaków językowych, tworząca określoną całość treściową. Także całość artystyczną, kompozycyjną. Z dużej ilości słów, tekstów można wybrać te najlepsze i stworzyć większą rzecz. Z dłuższego materiału literackiego można zrobić krótszy, taki na książkę. Z jednej strony pięćdziesięciu się nie ułoży.
Z kilku, kilkunastu książek łatwiej wypromować tę jedną, dwie, które podobają się czytelnikom i spowodują, iż ich autor zostanie zauważony i nazwany pisarzem. Za tym może iść duży nakład, a więc i duże pieniądze.
Pisarz jest tym większy, im większe uzyskuje nakłady i im więcej tytułów "produkuje". Przy większej liczbie utworów, większa szansa, iż jeden z nich będzie taki, że pociągnie za sobą inne "bratnie" pozycje.
Książka nienapisana, a tylko wymyślona, nie istnieje. Więc trzeba ją przenieść na papier lub do komputera. I znów - trzeba bardzo dużo znaków, tysiące. Amator literackiej sławy musi być pracowity.
Autor może dysponować mniejszym talentem, ale jeśli stoją za nim pieniądze, osiągnie widoczny sukces.Ta sama książka wydana w nakładzie 200 egzemplarzy, rozprowadzana na terenie województwa dotrze do mniejszej liczby czytelników niż wydana w innym województwie w nakładzie 2000 egzemplarzy. To jest oczywiste.
Pisarz - temat ogromny. Tu tylko dotyk...
piątek, 14 września 2012
Alkohol - kadrowiec
Nie tak rzadko przeczytać można komunikaty prasowe typu - że radny powiatu czy gminy zrzekł się mandatu samorządowego albo mu ten mandat odebrano, ponieważ podczas kontroli drogowej, okazało się, iż prowadził samochód po spożyciu alkoholu. Z takiego samego powodu ktoś przestaje być dyrektorem przedsiębiorstwa. Odbywa się to w atmosferze społecznego potępienia i kompromitacji.
Sądy wydają surowe wyroki. Sankcje zrozumiałe, gdy ktoś spożył znacząco wiele..., ale jeśli ma we krwi blisko granicy przyzwolenia, wystarczyłaby dokuczliwa grzywna (ale z uwzględnieniem majętności kierowcy), jednak nie aż taka, żeby pechowca zrujnowała. Dotkliwa kara, lecz nie druzgocąca klęska finansowa, życiowa.
Przydałaby się ostrożność przy zatrzymywaniu prawa jazdy. Liczone to mogłoby być w tygodniach, może góra - trzy miesiące. Niekiedy brak możliwości prowadzenia samochodu przyczynia się do bankructwa firmy prowadzonej przez nieszczęśnika lub utratę pracy, wymagającej intensywnego jeżdżenia. Może ktoś to nie w pełni rozumie... Niechby tu prawo było bardziej zapobiegliwe...
To nie jest całkiem w porządku, a i ze stratą społeczną, że przez wprowadzenie sobie do organizmu minimalnie większej dawki alkoholu np. stanowisko traci zdolny burmistrz czy ceniony lekarz. Błąd się może komuś zdarzyć. Ale jeśli w rachubę nie wchodzi stała skłonność... Każdy chyba, w krytrycznej sytuacji, wolałby korzystać z opieki lekarza wyjątkowo cenionego, który czasem symbolicznie, z dna kieliszka..., niż z opieki lekarza "średniej marki", lecz wzorowego abstynenta. Ktoś może wypić herbatę z zawartością alkoholu, nie wiedząc o tym. Prawo tutaj wymagałoby pewnego "dopieszczenia", a na razie pożytecznym byłoby - śmielej posługiwać się zdrowym rozsądkiem.
Sądy wydają surowe wyroki. Sankcje zrozumiałe, gdy ktoś spożył znacząco wiele..., ale jeśli ma we krwi blisko granicy przyzwolenia, wystarczyłaby dokuczliwa grzywna (ale z uwzględnieniem majętności kierowcy), jednak nie aż taka, żeby pechowca zrujnowała. Dotkliwa kara, lecz nie druzgocąca klęska finansowa, życiowa.
Przydałaby się ostrożność przy zatrzymywaniu prawa jazdy. Liczone to mogłoby być w tygodniach, może góra - trzy miesiące. Niekiedy brak możliwości prowadzenia samochodu przyczynia się do bankructwa firmy prowadzonej przez nieszczęśnika lub utratę pracy, wymagającej intensywnego jeżdżenia. Może ktoś to nie w pełni rozumie... Niechby tu prawo było bardziej zapobiegliwe...
To nie jest całkiem w porządku, a i ze stratą społeczną, że przez wprowadzenie sobie do organizmu minimalnie większej dawki alkoholu np. stanowisko traci zdolny burmistrz czy ceniony lekarz. Błąd się może komuś zdarzyć. Ale jeśli w rachubę nie wchodzi stała skłonność... Każdy chyba, w krytrycznej sytuacji, wolałby korzystać z opieki lekarza wyjątkowo cenionego, który czasem symbolicznie, z dna kieliszka..., niż z opieki lekarza "średniej marki", lecz wzorowego abstynenta. Ktoś może wypić herbatę z zawartością alkoholu, nie wiedząc o tym. Prawo tutaj wymagałoby pewnego "dopieszczenia", a na razie pożytecznym byłoby - śmielej posługiwać się zdrowym rozsądkiem.
czwartek, 13 września 2012
Prawo do samobójstwa
Dopiero co, kilka dni temu zamieściłem tu wpis "Eutanazja". Poddaję w wątpliwość zakaz dokonywania eutanazji. Kojarzy się to z zadawaniem cierpienia, z sadyzmem.
Dzisiaj, kiedy byłem bliski decyzji, jakimi refleksjami podzielę się z Przyjaciółmi, z Czytelnikami, wziąłem do ręki "Gazetę Wyborczą", numer aktualny, "gorący" z czwartku. Jednocześnie ktoś z domowników zwrócił moją uwagę na ciekawy artykuł o pracy fińskich szkół.
Reportaż Katarzyny Surmiak-Domańskiej "Lekcja fińskiego" (w "Dużym Formacie") z apetytem przestudiowałem od ręki. Pełnej satysfakcji, ale i mocno pomieszanej (to nie wina Autorki) doznałem czytając końcowe zdania wspomnianej publikacji. Za K. Surmiak-Domańską cytuję fragment wypowiedzi jej rozmówczyni:
"Wiesz, co mnie bardzo zaszokowało, gdy zaczęłam podróżować po Europie? To, że za granicą samobójstwo traktowane jest jako coś ekstremalnego. Mówi się o tym przyciszonym głosem. U nas to jeden z normalnych sposobów zakończenia życia. Są regiony, gdzie samobójstwa są jednym z najczęstszych przyczyn zgonów. Każdy z nas znał osobiście kogoś, kto popełnił samobójstwo".
Błysnęła myśl, że temat mi bliski. Sięgnąłem na półkę. Oto fragment mojej książki "Notatki z kraju szczęśliwości", rozdział "Prawo do samobójstwa":
"Kolejne moje zdziwienie. Coś niesamowitego. To, że ktoś sam sobie odbiera życie, obojętnie w jaki sposób, nie budzi u nikogo zastrzeżeń. Otoczenie taki fakt przyjmuje ze zrozumieniem, niczym każde innego rodzaju zejście z tego świata. Zawsze bliscy, przyjaciele, znajomi dociekają motywów takowej decyzji, i czy ktoś nie pomógł w akcie samobójstwa. Chociaż w tamtym społeczeństwie zbrodnia jest ogromną rzadkością. Wszak miłość rozumieją trochę inaczej niż my, a różnice majątkowe nie mają istotnego znaczenia, bo są i nie takie, by budziły zabójczą zawiść. Osoba, która sobie skróciła życie, bywa nawet podziwiana za charakter, odwagę, wrażliwość.
W Dziwlandii funkcjonują instytuty samobójstwa. Korzysta się z nich bezpłatnie. Przed ostateczną decyzją desperata prowadzone są z nim rozmowy - przy udziale psychologów, innych specjalistów. Żeby dać czas do namysłu, by była pewność, iż to osobista wola.
Przenosząc się do naszej rzeczywistości. Wygląda to na rozwiązanie zaskakujące; ale i wydaje się też całkiem racjonalne. I tak niektórych gnębi strach przed biedą, starością, ciężką chorobą. Zakazywać? Karać... Po śmierci? Sposób rozumienia przez Dziwlandów tego smutnego problemu jest dość jednoznaczny, choć to dla nas raczej niemożliwy do zaakceptowania.Twierdzą, iż wyklinanie samobójstwa to okrucieństwo. Jednostka nie ma wpływu na fakt przyjścia na świat, nie może wybrać rodziny, w której się wychowuje (albo nie wychowuje), niech chociaż ma wpływ na to, kiedy kończy swój żywot i w jaki sposób. Nikt przecież nie utrudnia, nie osądza, jeśli delikwent idzie pod pociąg lub się powiesi.Fatalnie, gdy np. lokomotywa dokładnie nie zabija i trzeba cierpieć, kalekować. Pielęgnować nadal tę obłudę dotyczącą daru życia? Zapytać się niektórych staruszków. Nieraz śmierci oczekują jak zbawienia".
(Stanisław Turowski, Notatki z kraju szczęśliwości, FTF Wydawnictwo Prywatne, Gubin 2011, 84 s.)
Dzisiaj, kiedy byłem bliski decyzji, jakimi refleksjami podzielę się z Przyjaciółmi, z Czytelnikami, wziąłem do ręki "Gazetę Wyborczą", numer aktualny, "gorący" z czwartku. Jednocześnie ktoś z domowników zwrócił moją uwagę na ciekawy artykuł o pracy fińskich szkół.
Reportaż Katarzyny Surmiak-Domańskiej "Lekcja fińskiego" (w "Dużym Formacie") z apetytem przestudiowałem od ręki. Pełnej satysfakcji, ale i mocno pomieszanej (to nie wina Autorki) doznałem czytając końcowe zdania wspomnianej publikacji. Za K. Surmiak-Domańską cytuję fragment wypowiedzi jej rozmówczyni:
"Wiesz, co mnie bardzo zaszokowało, gdy zaczęłam podróżować po Europie? To, że za granicą samobójstwo traktowane jest jako coś ekstremalnego. Mówi się o tym przyciszonym głosem. U nas to jeden z normalnych sposobów zakończenia życia. Są regiony, gdzie samobójstwa są jednym z najczęstszych przyczyn zgonów. Każdy z nas znał osobiście kogoś, kto popełnił samobójstwo".
Błysnęła myśl, że temat mi bliski. Sięgnąłem na półkę. Oto fragment mojej książki "Notatki z kraju szczęśliwości", rozdział "Prawo do samobójstwa":
"Kolejne moje zdziwienie. Coś niesamowitego. To, że ktoś sam sobie odbiera życie, obojętnie w jaki sposób, nie budzi u nikogo zastrzeżeń. Otoczenie taki fakt przyjmuje ze zrozumieniem, niczym każde innego rodzaju zejście z tego świata. Zawsze bliscy, przyjaciele, znajomi dociekają motywów takowej decyzji, i czy ktoś nie pomógł w akcie samobójstwa. Chociaż w tamtym społeczeństwie zbrodnia jest ogromną rzadkością. Wszak miłość rozumieją trochę inaczej niż my, a różnice majątkowe nie mają istotnego znaczenia, bo są i nie takie, by budziły zabójczą zawiść. Osoba, która sobie skróciła życie, bywa nawet podziwiana za charakter, odwagę, wrażliwość.
W Dziwlandii funkcjonują instytuty samobójstwa. Korzysta się z nich bezpłatnie. Przed ostateczną decyzją desperata prowadzone są z nim rozmowy - przy udziale psychologów, innych specjalistów. Żeby dać czas do namysłu, by była pewność, iż to osobista wola.
Przenosząc się do naszej rzeczywistości. Wygląda to na rozwiązanie zaskakujące; ale i wydaje się też całkiem racjonalne. I tak niektórych gnębi strach przed biedą, starością, ciężką chorobą. Zakazywać? Karać... Po śmierci? Sposób rozumienia przez Dziwlandów tego smutnego problemu jest dość jednoznaczny, choć to dla nas raczej niemożliwy do zaakceptowania.Twierdzą, iż wyklinanie samobójstwa to okrucieństwo. Jednostka nie ma wpływu na fakt przyjścia na świat, nie może wybrać rodziny, w której się wychowuje (albo nie wychowuje), niech chociaż ma wpływ na to, kiedy kończy swój żywot i w jaki sposób. Nikt przecież nie utrudnia, nie osądza, jeśli delikwent idzie pod pociąg lub się powiesi.Fatalnie, gdy np. lokomotywa dokładnie nie zabija i trzeba cierpieć, kalekować. Pielęgnować nadal tę obłudę dotyczącą daru życia? Zapytać się niektórych staruszków. Nieraz śmierci oczekują jak zbawienia".
(Stanisław Turowski, Notatki z kraju szczęśliwości, FTF Wydawnictwo Prywatne, Gubin 2011, 84 s.)
środa, 12 września 2012
Wielki strach
Niektórzy przedsiębiorcy, "ich" dziennikarze i komentatorzy, straszą, że w najbliższych miesiącach pracowników trzeba będzie zwalniać. Nie dla widzimisię. Z konieczności. Taka koniunktura.
W ten sposób, nie zawsze świadomie, pobudzają obawy zatrudnionych, czy oni właśnie nie zostaną zwolnieni. Takie myślenie skłania ich do godzenia się na różne warunki, wymogi. Pracownicy przystają więc na zatrudnienie w dodatkowych godzinach, za tę samą płacę albo za niższą. Bywa, iż nawet sami wychodzą z takimi pomysłami. Gdy chwila refleksji...
Pracownicy niejako boją się i o swego pracodawcę. Bez nietypowych środków zaradczych przedsiębiorstwo mogłoby zbankrutować. Jak to jest w tego rodzaju sytuacjach? Czy kapitalista docenia taką ofiarność na rzecz jego firmy?
W ten sposób, nie zawsze świadomie, pobudzają obawy zatrudnionych, czy oni właśnie nie zostaną zwolnieni. Takie myślenie skłania ich do godzenia się na różne warunki, wymogi. Pracownicy przystają więc na zatrudnienie w dodatkowych godzinach, za tę samą płacę albo za niższą. Bywa, iż nawet sami wychodzą z takimi pomysłami. Gdy chwila refleksji...
Pracownicy niejako boją się i o swego pracodawcę. Bez nietypowych środków zaradczych przedsiębiorstwo mogłoby zbankrutować. Jak to jest w tego rodzaju sytuacjach? Czy kapitalista docenia taką ofiarność na rzecz jego firmy?
wtorek, 11 września 2012
Medaliści z paraolimpiady
Polacy bardzo ładnie zaznaczyli swój udział w igrzyskach paraolimpijskich w Londynie. Zdobyli 36 medali. Walczyli zawodnicy z około 160 krajów.
We wczorajszym programie telewizyjnym Tomasz Lis na żywo (TVP II) dość agresywnie dyskutowano na temat wyczynu sportowego osób niepełnosprawnych. W audycji uczestniczyli: Karolina Korwin-Piotrowska, Krzysztof Cegielski (były żużlowiec, obecnie na wózku) i Janusz Korwin-Mikke. J.K.Mikke, samotnie kwestionował ideę uprawiania normalnego sportu przez osoby niepełnosprawne. Swoją krytykę w tej kwestii publicznie wyraził wcześniej. Poprzednio, i we wspomnianym studio telewizyjnym swoje poglądy, bardzo radykalne, ubierał w słowa dość dalekie od szacunku i dobrego smaku.
Czynił to w okresie podsumowywania sukcesów naszych zawodników, niemal w trakcie ich serdecznego powitania w kraju. Wyrządził w ten sposób sporo krzywdy.
Podkreśla, że takie wydawanie pieniędzy, jego, podatników... Że dzięki osobom niepełnosprawnym niektórzy się utrzymują...
Ale przecież sam też, przy okazji... robi sobie popularność. Temu bynajmniej nie zaprzeczał.
W wielu sprawach społeczno-gospodarczych można się zgodzić z J.K. Mikke, lecz do pewnych tematów, sytuacji odnosi się nazbyt radykalnie. optuje za światem, w którym jest miejsce przede wszystkim dla zdrowych, silnych, pięknych i bogatych.
Takiemu indywidualiście, liberałowi trzeba często przypominać, głośno, żeby inni też rozumieli, iż ze swoją oryginalną filozofią może on swobodnie funkcjonować tylko w społeczeństwie, w którym znaczącą rolę odgrywają jeszcze ludzie - ogólnie - życzliwi sobie, spokojni, zrównoważeni.
We wczorajszym programie telewizyjnym Tomasz Lis na żywo (TVP II) dość agresywnie dyskutowano na temat wyczynu sportowego osób niepełnosprawnych. W audycji uczestniczyli: Karolina Korwin-Piotrowska, Krzysztof Cegielski (były żużlowiec, obecnie na wózku) i Janusz Korwin-Mikke. J.K.Mikke, samotnie kwestionował ideę uprawiania normalnego sportu przez osoby niepełnosprawne. Swoją krytykę w tej kwestii publicznie wyraził wcześniej. Poprzednio, i we wspomnianym studio telewizyjnym swoje poglądy, bardzo radykalne, ubierał w słowa dość dalekie od szacunku i dobrego smaku.
Czynił to w okresie podsumowywania sukcesów naszych zawodników, niemal w trakcie ich serdecznego powitania w kraju. Wyrządził w ten sposób sporo krzywdy.
Podkreśla, że takie wydawanie pieniędzy, jego, podatników... Że dzięki osobom niepełnosprawnym niektórzy się utrzymują...
Ale przecież sam też, przy okazji... robi sobie popularność. Temu bynajmniej nie zaprzeczał.
W wielu sprawach społeczno-gospodarczych można się zgodzić z J.K. Mikke, lecz do pewnych tematów, sytuacji odnosi się nazbyt radykalnie. optuje za światem, w którym jest miejsce przede wszystkim dla zdrowych, silnych, pięknych i bogatych.
Takiemu indywidualiście, liberałowi trzeba często przypominać, głośno, żeby inni też rozumieli, iż ze swoją oryginalną filozofią może on swobodnie funkcjonować tylko w społeczeństwie, w którym znaczącą rolę odgrywają jeszcze ludzie - ogólnie - życzliwi sobie, spokojni, zrównoważeni.
niedziela, 9 września 2012
Eutanazja
Paraolimpiada w Londynie wyzwalała różne refleksje, ale przede wszystkim optymistyczne. Wielomilionowa widownia mogła podziwiać wspaniałych, mocnych wewnętrznie ludzi, którzy się nie poddali w nieszczęściu. Mimo dokuczliwych ograniczeń fizycznych, podjęli ogromny wysiłek, wykorzystali swoje szanse do maksimum. Osiągnęli w sportowej rywalizacji poziom olimpijski. W kierunku osób zdrowych nadawali cenne sygnały, że jeśli się chce, to nawet w skrajnie trudnych warunkach można jeszcze zrobić wiele. Niekoniecznie w sporcie.
Stąd blisko do innego tematu, do eutanazji. Tu idzie też osoby niesprawne; ale - w zasadzie - poszkodowane na zdrowiu już beznadziejnie. Bardzo cierpiące, nieraz latami, zdane całkowicie na opiekę bliskich lub personelu medycznego. Ich perspektywa to nie olimpijski wyczyn, tylko kwestia przemęczenia się ileś kolejnych dni i nocy. Często z myślą - oby jak najkrócej. Niejednokrotnie do makabrycznej uciążliwości choroby dochodzą przerażająco trudne warunki mieszkaniowe, nieustający brak elementarnych pieniędzy. Dla tych ludzi, przygniecionych nieszczęściem, każda godzina jest udręczeniem. Dobija świadomość, iż bliscy, ofiarni ludzie im pomagają, ale przy tym oni również wykonują bardzo męczącą i beznadziejną pracę.
Niektórzy przewlekle chorzy mają dość cierpienia. Proszą, by pomóc im zejść z tego świata. Chcą także w ten sposób ulżyć opiekującym się nimi "aniołom" poświęcenia. Niestety, nikt takiej prośby nie może spełnić, nawet gdyby chciał pomóc skrócić cierpienie. Prawo surowo zabrania.
Samobójcy znajdują się w lepszym położeniu. Mogą decydować o swoim losie. Nikt ich karą nie straszy.
Od czasu do czasu ludzie nieobojętni głośno domagają się zalegalizowania eutanazji. Oczywiście - żeby to się odbywało w zupełnie wyjątkowych sytuacjach, przy zachowaniu odpowiednich procedur prawnych i medycznych. Przeciwnicy, "tradycjonaliści" mają dużo racji. Ich postawa zasługuje na najwyższy szacunek. Jednak chyba nie zawsze uwzględniają fakt, że jeśli przedłużają ogromne cierpienie, to ustawiają się blisko sadyzmu. Biorą udział niejako w dokonywaniu aktu przemocy.
W sprawie eutanazji potrzebna jest wyważona debata publiczna.
Stąd blisko do innego tematu, do eutanazji. Tu idzie też osoby niesprawne; ale - w zasadzie - poszkodowane na zdrowiu już beznadziejnie. Bardzo cierpiące, nieraz latami, zdane całkowicie na opiekę bliskich lub personelu medycznego. Ich perspektywa to nie olimpijski wyczyn, tylko kwestia przemęczenia się ileś kolejnych dni i nocy. Często z myślą - oby jak najkrócej. Niejednokrotnie do makabrycznej uciążliwości choroby dochodzą przerażająco trudne warunki mieszkaniowe, nieustający brak elementarnych pieniędzy. Dla tych ludzi, przygniecionych nieszczęściem, każda godzina jest udręczeniem. Dobija świadomość, iż bliscy, ofiarni ludzie im pomagają, ale przy tym oni również wykonują bardzo męczącą i beznadziejną pracę.
Niektórzy przewlekle chorzy mają dość cierpienia. Proszą, by pomóc im zejść z tego świata. Chcą także w ten sposób ulżyć opiekującym się nimi "aniołom" poświęcenia. Niestety, nikt takiej prośby nie może spełnić, nawet gdyby chciał pomóc skrócić cierpienie. Prawo surowo zabrania.
Samobójcy znajdują się w lepszym położeniu. Mogą decydować o swoim losie. Nikt ich karą nie straszy.
Od czasu do czasu ludzie nieobojętni głośno domagają się zalegalizowania eutanazji. Oczywiście - żeby to się odbywało w zupełnie wyjątkowych sytuacjach, przy zachowaniu odpowiednich procedur prawnych i medycznych. Przeciwnicy, "tradycjonaliści" mają dużo racji. Ich postawa zasługuje na najwyższy szacunek. Jednak chyba nie zawsze uwzględniają fakt, że jeśli przedłużają ogromne cierpienie, to ustawiają się blisko sadyzmu. Biorą udział niejako w dokonywaniu aktu przemocy.
W sprawie eutanazji potrzebna jest wyważona debata publiczna.
sobota, 8 września 2012
Piękny kraj - Polska
Prof. Grzegorz Kołodko w bardzo interesującej rozmowie z red. Grzegorzem Kajdanowiczem (TVN, Fakty po faktach) ładnie powiedział m.in. (powtarzam niedokładnie), że - Polska to mój piękny kraj, o niedokuczliwym klimacie, gdzie jest dużo mądrych, zdolnych ludzi, niezłe rolnictwo, sporo bogactw naturalnych, przyzwoite możliwości rozwoju gospodarczego.
Te słowa dodały mi skrzydeł.
.
Te słowa dodały mi skrzydeł.
.
piątek, 7 września 2012
Jarosław Kaczyński zaprasza
Niejakie zaskoczenie dla konsumentów informacji politycznych. Prezes Jarosław Kaczyński organizuje debatę ekonomistów, ekspertów, nie polityków na temat sytuacji gospodarczo-finansowej Polski. Zaprasza (na 24 września) ponad 30 osobistości, m.in.: Leszka Balcerowicza, Marka Belkę, Ryszarda Bugaja, Zytę Gilowską, Grzegorza Kołodko. Nie został zaproszony Jacek Rostowski - minister finansów.To dobry znak?Czyżby równoległy ośrodek rządowy? Ciekawie, jak profesorowie ten egzamin zdadzą.
Informowanie premiera
W związku ze skandalem wywołanym dość oryginalną działalnością spółki Amber Gold premiera Donalda Tuska dopadają liczne "gorzkości". Do końca nie wiadomo jeszcze, na ile różne "pieprzne" wieści zgodne są z prawdą.
Publicznie "oglądana" jest kwestia informowania szefa rządu o bardzo ważnych sprawach, przy wykorzystaniu korespondencji lub możliwości bezpośredniej rozmowy z naczelnym przełożonym. Kto powinien kwalifikować, które sygnały są istotne, a które - także ważne - można powierzyć urzędnikom niższej rangi? Trudno sobie też wyobrazić, że premier czyta, z reguły, całą pocztę. Oczywiście najlepiej, gdy on sam ocenia, co wymaga szczególnej uwagi. Nie tak łatwo zorganizować idealne biuro. I wycieki są raczej nieuniknione. Ale trzeba dążyć...
Teraz zamieszanie w kwestii notatki ABW informującej premiera o niebezpiecznych transakcjach spod znaku Amber Gold. Warto jednak przy tym pamiętać, że każdy człowiek, również wysoki urzędnik państwowy, ma prawo do błędu. Chyba że w grę wchodzi działanie celowe, destrukcyjne...
Zdaje się, że problem parabanków nie zależy decydująco od tej jednej notatki. Zacietrzewienie, aczkolwiek zrozumiałe, powinno jak najszybciej być zastąpione rzetelną analizą sytuacji gospodarczej kraju. A potem - wnioski na przyszłość.
Publicznie "oglądana" jest kwestia informowania szefa rządu o bardzo ważnych sprawach, przy wykorzystaniu korespondencji lub możliwości bezpośredniej rozmowy z naczelnym przełożonym. Kto powinien kwalifikować, które sygnały są istotne, a które - także ważne - można powierzyć urzędnikom niższej rangi? Trudno sobie też wyobrazić, że premier czyta, z reguły, całą pocztę. Oczywiście najlepiej, gdy on sam ocenia, co wymaga szczególnej uwagi. Nie tak łatwo zorganizować idealne biuro. I wycieki są raczej nieuniknione. Ale trzeba dążyć...
Teraz zamieszanie w kwestii notatki ABW informującej premiera o niebezpiecznych transakcjach spod znaku Amber Gold. Warto jednak przy tym pamiętać, że każdy człowiek, również wysoki urzędnik państwowy, ma prawo do błędu. Chyba że w grę wchodzi działanie celowe, destrukcyjne...
Zdaje się, że problem parabanków nie zależy decydująco od tej jednej notatki. Zacietrzewienie, aczkolwiek zrozumiałe, powinno jak najszybciej być zastąpione rzetelną analizą sytuacji gospodarczej kraju. A potem - wnioski na przyszłość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)